piątek, 1 grudnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

Ciężkie wyschnięcie wydostało się z moich ust, gdy dotarło do mnie, co właśnie przed chwilą powiedział, on naprawdę sam sobie robi krzywdę, a później będzie narzekał, że go boli, że się źle czuję, że nie ma siły, że życie jest złe i okrutne, że przecież to nie jego wina, że go boli, że w ogóle każdy jest winien tylko nie on. Oj tak przypomina mi on wtedy małe dziecko, które zdecydowanie nie ma pojęcia co dzieje się wokół niego i zdecydowanie nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że to, co zrobił, było złe, a jeśli coś jest złe, to ma to swoje konsekwencje, rany i pomyśleć, że jest to mój mąż i dziecko jednocześnie, uczę go wszystkiego od podstaw, a i tak czasem mam wrażenie, że on w ogóle mnie nie słucha, że nie dociera do niego to, co do niego mówię, że jest zdecydowanie bardziej uparty, niż był przedtem jako człowiek. A to dlaczego? Wszystko dlatego, że chcę mi coś udowodnić. Ale po co? Tego nie rozumiałem, nie każe mu niczego sobie udowadniać, nie pokazuję mu nawet, że tego chcę, daję mu jasno do zrozumienia, że to, co mówię, ma sens i że wiem troszeczkę więcej od niego, bo żyje znacznie dłużej a mimo to on i tak musi postawić na swoim, tak jak z tymi krzesłami teraz nic się nie stanie, jeśli postoją tu jeszcze dzień, dwa, a nawet trzy stoją to już tyle czasu, że nie zrobi, to dla nas różnicy, a jednak on teraz w tym momencie chce iść zanieść je na strych, kiedy ledwo trzyma się na nogach i jest zmęczony a jego kręgosłup i kark odmawia mu posłuszeństwa. Czego oczywiście mi nie powie i myśli, że w ogóle nie widzę, jak się zachowuje, on naprawdę jest upartym osłem. Który zdecydowanie czasem powinien, zastanowić się nad tym, co robi. I co mówi, siadając na tych swoich czterech literach. Nie narażając się bardziej niż to konieczne, a tym bardziej nie narażając się z własnej głupoty, bo w danym momencie musi, zrobić coś, co konieczne nie jest.
- Jak sobie chcesz - Machnąłem na niego ręka, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jeśli już się na coś uprze, to zdania nie zmieni. A więc nie było sensu już nic mówić.
Mój mąż naturalnie zabrał krzesełka na strych, nie było to zbyt proste. Co dało się usłyszeć, gdy próbował wnieść je do góry, ale skoro już się tak uparł, że bardzo chcę to zrobić. To niech to robi, mówiłem raz, nie ma to sensu, nie słuchał, to teraz ma za swoje.
Nie zwracając się na niego uwagi po prostu Zająłem się dziećmi, które ładnie zjadły swój obiad, po czym wróciły do zabawy, najwidoczniej jeszcze nie mając ochoty na sen.
- Udało się - Usłyszałem zadowolony głos męża, który wrócił do kuchni.
- Gratuluję, a teraz możesz zerknąć na dzieci, czy aby niczego głupiego właśnie nie wymyślają - Poprosiłem, myjąc naczynia po obiedzie.
- Jesteś zły? - Zapytał, podchodząc do mnie, aby przytulić się do moich pleców.
- Nie, no co ty za co? To nie mnie wszystko boli, ja nie mam powodu do złości, chcę tylko umyć te naczynia i mieć już święty spokój od nich - Zapewniłem, rzucając mu łagodne spojrzenie, nie wróciłem do mycia.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz