Mówiłem chyba jedno i wyraźnie, że mamy zrobić to oboje, niestety mój mąż mnie nie słuchał, chcąc zrobić wszystko samodzielnie a po co? Przecież mamy zrobić to oboje, czego on chce robić to sam? Czy to przypadkiem nie będzie prostsze, gdy zrobimy to właśnie razem, jeden zajmie się jednym dzieckiem, a drugi zajmie się drugim dzieckiem, a więc to prostsze prawda? No, chyba że tylko ja uważam inaczej bo przecież mój mąż ma na to wszystko inny plan.
- Chcesz zrobić to sam? Nie będzie lepiej, jak zrobimy to wspólnie? - Dopytałem, tak aby się upewnić, że on naprawdę chce to zrobić sam.
- Nie, ja sobie poradzę z tym sam - Zapewnił mnie, z czym nie chciałem się już kłócić, jeśli tak chce niech i tak będzie, ja w tym czasie zajmę się sprzątaniem kuchni a po wszystkim, gdy dzieci będą już spały, wezmę ziołową maść, którą w smaruję i w masując w plecy i kark mojego męża, który zdecydowanie potrzebuje tej drobnej pomocy z mojej strony, mimo że o nią nie prosi, bo przecież nie poprosi, ale narzekać i tak będzie, już ja dobrze go znam.
- No dobrze, skoro tego chcesz to i tak będzie - Zgodziłem się, nie mając ochoty się z nim kłócić, bo czy to ma sens? No właśnie nie. - Skończyłem, robić kolację mógłbyś przyprowadzić dzieci do kuchni? - Dodałem, zwracając się do męża, układając kanapki na talerzykach naszych małych skarbów.
- Tak, oczywiście już to robię - Wstał szybko od stołu, idąc po dzieci, które już po chwili znalazły się w kuchni, biorąc do swoich rączek kanapki, którymi od razu zaczęły się zajadać, przypinając mi o herbacie, której nie zrobiłem, ja to dziś naprawdę zmęczony jestem, z powodu czego zapominam o podstawowych rzeczach.
Na szczecie zrobienie herbaty po chwili mogąc podać napój, pamiętając o dolaniu chłodnej wody, pozwalającej dzieciom od razu pić a właśnie o to mi przecież chodziło.
Dzieci zjadły, wszystko, co zostało im przygotowane, a gdy tylko tak się stało, Sorey zabrał dzieci do łazienki, znajdującego się na górze a ja zabrałem się za mycie naczyń i sprzątanie kuchni, ja naprawdę mam bzika na punkcie czystości. Chociaż sam nie mam pojęcia, dlaczego aż tak bardzo.
Zmęczony po sprzątaniu ruszyłem do góry, aby, zobaczyć jak mają się dzieci.
- Śpią? - Zapytałem, zaglądając do pokoju maluchów.
- Tak już śpią - Powiedział, odkładając książkę na swoje miejsce, cicho wychodząc z pokoju.
- To dobrze, chodź, przebieramy się w ubrania do snu - Poprosiłem, idąc do łazienki, gdzie było bardzo czysto, Sorey jak zawsze mi zaimponował, dbając o porządek w naszym domu.
Po szybkim przebraniu się tym razem bez kąpieli mogliśmy położyć się do łóżka, gdzie pierwszy raz usłyszałem narzekanie Soreya na plecy i kark.
- Położył się na brzuchu i już mi nosem nie kręć - Odezwałem się, mając już dość jego narzekania.
Na jego szczęście zrobił to, co zrobić miał, a ja litując się nad nim, zacząłem go smarować i masować maścią ziołową, używając do tego odrobiny mocy, aby ulżyć mu w cierpieniu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz