Niby to wiedziałem, i to aż za dobrze. W końcu, Haru pokazywał mi to nie raz, na różne sposoby, czy to mówiąc mi o tym, czy zabijając osobę, która mnie skrzywdziła. Tego drugiego nie popierałem, zwłaszcza, ze przeze mnie złamał swoje wartości, ale już to przerobiliśmy, czasu się nie cofnie, a Haru nie został złapany, więc nie ma co go roztrząsać. Trzeba cieszyć się chwilą. A w tej chwili patrzę na cudownego mężczyznę, który jest moim mężem.
- Wiem, ale nasze małżeństwo będzie dla mnie kartą przetargową. Skończą się propozycje matrymonialne. A na bankietach już nikt nie będzie przedstawiał mi swoich bezdzietnych i niezamężnych córek. No i babka da mi spokój, bo przecież nasze małżeństwo zostało zawarte przed Bogiem, a tego rozdzielać nie można – wyjaśniłem, opierając głowę o jego ramię, trochę mając dosyć wszystkiego. Przyjemności, jakimi obdarowywał mnie wczoraj, były niesamowite, ale jak mi przyszło czuć konsekwencje naszych działań, to już tak fajnie nie było. Narzekać nie mogłem jednak, a trochę bym mógł, bo oj, mam na co.
- A więc to był twój chytry plan? Chciałeś mnie perfidnie wykorzystać – odezwał się, ewidentnie rozbawiony. Z chęcią wdałbym się z nim w tę głupiutką dyskusję, przekomarzając się z nim, co najprawdopodobniej skończyłoby się seksem, no ale moje gardło nie pozwalało mina to.
- Ależ oczywiście, tylko to miałem w głowie, panie Kambe – wyszeptałem cichutko, wypijając kawę, by znów móc przytulić się do Haru. Było w tym pokoju nawet ciepło, ale nie tak ciepło, jakbym tego potrzebował. Na szczęście mam tu własnego pieska, który to mnie bardzo dobrze wygrzeje swoim cudownym ciałem.
- Haru Kambe... jak to brzmi? – zapytał, gładząc moje ramię tak spokojnie, uspokajająco.
- Cudownie. Tylko będę musiał cię pilnować, bo będziesz wzbudzał wielkie zainteresowanie u przedstawicieli obu płci – powiedziałem cicho, trochę nad tym myśląc. Trochę się tym martwiłem. Nie chciałbym, by ktokolwiek się kręcił wokół Haru. To mój piesek, sam go znalazłem, i niech cała reszta świata znajdzie sobie własnego.
- Wierny będę tylko tobie, mój panie – obiecał, całując mnie w czoło. – Jesteś głodny. Słyszę twoje burczenie w brzuchu. Coś ci przygotuję do jedzenia może? – zaproponował, już oczywiście gotowy do wstania i przygotowania dla mnie czegoś do jedzenia.
- Nic nie musisz robić, na pewno jest mnóstwo jedzenia z wczoraj – wyjaśniłem, nie chcąc, by jakieś jedzenie się zmarnowało. No i przecież wczorajsze dania były bardzo dobre, dlatego nie ma sensu, by robić coś nowego. Poza tym, odgrzanie wczorajszego dania będzie znacznie szybsze niż przygotowanie go od nowa. A ja nie chciałbym, by znikał na długo. Dopiero co do mnie wrócił, i już ma znikać? Nie na to się nie pisałem. – Ale to zaraz. Nie potrzebuję jedzenia. Potrzebuję ciebie – poprosiłem cichutko, nie chcąc się od niego odsuwać. Nie wiem, co on tam takiego słyszał, ale ja tam nie czułem żadnego burczenia. Na jedzenie nie miałem ochoty.
- No dobrze, ale jakbyś coś chciał... – zaczął, standardowo musząc dopilnować, bym miał wszystko, co potrzebuję.
- Chcę to ja, by już gardło przestało mnie boleć. I też chciałbym dowiedzieć się, co takiego sądzisz o moim dzisiejszym stroju nocnym – dopytałem, tego jednego bardzo ciekaw, bo nic o tym nie powiedział, ani mnie nie skomplementował, a chciałbym wiedzieć, czy mam mu więcej takich niespodzianek szykować. Niekoniecznie ten sam strój, ale coś podobnego i równie wiele odkrywającego.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz