Oczywiście, żeby sobie poradził tego jestem pewien, a jednak mimo tego faktu wolałem być tak z, nim tak dla spokoju mojej duszy, abym potem nie obwiniał się za to, że przy, nim nie byłem.
– Skarbie ja doskonalę wiem, że świetnie sobie poradzisz beze mnie, ale wolę być tam z tobą, aby mieć czyste sumienie i być pewnym, że nic złego ci się nie przytrafi – Wytłumaczyłem, tak naprawdę, nie martwiąc się o to, czy coś mu się stanie, bo dobrze wiedziałem, że nic mu się nie stanie, ale wciąż bałem się, że zniknie mi z oczu już na zawsze oczywiście wielokrotnie powtarza mi, że tego nie zrobi, ale czy mogłam być tego w stu procentach pewien? I To nie tak, że mu nie ufam, bo ufam bardzo, ale co jeśli zjawi się tam jakiś silniejszy od niego demon, zabierając go do piekła? Nie, nie chcę nawet o tym myśleć.
– Przecież wiesz, że nic złego mi się nie przytrafi – Sorey zdecydowanie był zbyt pewny siebie bycie demonem nie oznacza, że jest najsilniejszą istotą na świecie i wie to doskonalę, a mimo to nie obawia się tego, co może się mu przytrafić.
– Niezbadane są losy Boże, nigdy nie wiesz, co może ci się przytrafić – Wytłumaczyłem od razu dostrzega skrzywienie na jego twarzy.
– Wiesz myślę, że Bóg to mi akurat już w niczym nie pomoże – No tak, za bardzo jestem przyzwyczajony, że przy, nim o Bogu się nie mówi.
– Przepraszam – Spuściłem wzrok, nie chcąc, aby się na mnie gniewał za wspomnienie o Bogu.
– Nie przepraszaj owieczko przecież nie masz za co, jeśli naprawdę chcesz pójdziemy tam razem tylko proszę uważaj na siebie, ogar piekielny to nie byle, co może cię skrzywdzić, a tego bardzo bym nie chciał – Położył dłoń na moim policzku, całując mnie w czoło.
– Spokojnie, będę uważał i na siebie i na ciebie – Zapewniłem, co wywołało u niego uniesienie jednej brwi, przyglądając mi się z widocznym zwątpieniem w oczach.
– Najważniejsze, abyś przede wszystkim uważał na siebie – Poprosił, na co od razu się zgodziłem, wtulając w jego dłoń.
– Tak sobie myślę, skoro mamy już wszystko ustalone to może pójdziemy nad jezioro? A jeśli nie jezioro, to może spacer po lesie? – Zaproponowałem, doskonalę, wiedząc, że ani on, ani ja nie lubimy przebywać zbyt długo w domu tym bardziej, gdy na dworze wciąż jest tak ładnie.
– Bardzo chętnie, pod jednym warunkiem – Zaczął, nie kończąc zdania, wprowadzając chwilę grozy.
– Jakim? – Musiałem zapytać, widząc, że on sam nie powie mi tak od razu chyba się ze mną drażniąc.
– Przebierzesz się w swoje ubrania, bo nie chcę, aby, ktokolwiek widział cię w tej koszuli – Od razu cicho się zaśmiałem, no tak przecież nie mógłbym wyjść tak ubrany, nawet nie planowałem, ale dobrze, że mnie, w tym uświadomił, gdybym przypadkiem zapomniał.
Kiwając grzecznie głową, przebierając się na jego oczach, nie mając czego się wstydzić robiliśmy takie rzeczy, że chyba nic już nas w sobie nie zaskoczy.
Przebrany zetknąłem na Soreya, poddając mu koszule.
– Proszę załóż – Poprosiłem, podając mu jego własność.
– A tak właściwie, gdzie jest moja bluzka? – No tak, ta jego stara i bardzo brzydka bluzka…
Nie mogąc oszukiwać go, że jej nie mam wyjąłem ją z torby, pokazując mu jego własność.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz