Muzę przyznać, niekoniecznie podobały mi się jego słowa. Eksponaty w muzeum miały to do siebie, że są stare. Ja wiem, że najmłodszy nie jestem, większość osób w moim wieku już raczej ma dzieci i dawno jest po ślubie, a ja tutaj ledwo co rozpoczynam etap z zakładaniem rodziny, ale by mi tak od razu mówić, że jestem stary? Może nie wprost, ale to mi właśnie przekazał pomiędzy wierszami, a takie drobnostki to ja zaraz potrafię wyłapać. Ja wiem, że on dzięki swoim wilczym genom będzie dłużej młodszy, i żywszy, i ogólnie lepszy, ale to nie powód, by mi wypominać mój wiek, i to jeszcze w tak paskudny sposób. Gdybym wiedział, że aż tak staro się ogólnie prezentuję, to zmieniłbym fryzurę, bo to pewnie ona dodaje mi nie tylko poważności, ale i lat.
- Mhm – mruknąłem, dalej niezadowolony z powodu jego poprzednich słów. Zanim jednak skierowałem się ku wyjściu, uklęknąłem przy mojej kotce, musząc się z nią pożegnać. – Uważaj na siebie i nie rób głupstw. Postaramy się do ciebie wrócić w miarę szybko, przez ten czas nie zrób sobie krzywdy – powiedziałem, gładząc ją po łebku, zanim wstałem.
Ametyst odprowadziła nas do drzwi, chcąc wyjść z nami, przed czym ją musieliśmy powstrzymać. Przyznać muszę, serduszko zabolało mnie, kiedy widziałem jej zaskoczone i jednocześnie smutne spojrzenie. Może jednak nie powinienem iść, tylko zostać z nią? Przecież ona nie wie, co się dzieje, jest tylko zwierzakiem, i może sobie myśli, że ją porzucamy? Nie powinna zostawać całkowicie sama, nie, kiedy jest tak malutka...
- Da sobie radę, nie przejmuj się, skupmy się teraz na festynie – powiedział, kładąc dłoń na moim biodrze, zmniejszając dystans pomiędzy nami.
- Skupić to się powinienem na tym, dlaczego mi zasugerowałeś, że jestem stary – mruknąłem, wypominając mu to, co mi powiedział tuż przed wyjściem.
- Ja tak zasugerowałem? Kiedy? – spytał, udając głupiego, pewnie dlatego, bym był dla niego łagodniejszy.
- Jestem jak eksponat w muzeum, tak? Eksponaty w muzeum są stare – burknąłem, pusząc policzki.
- Oj skarbie, to nie to miałem na myśli, nawet o tym nie pomyślałem, chodziło mi o to, że jesteś piękny i wszyscy pragną cię dotknąć, ale nie mogą. To dobrze, i niedobrze, bo ja bym cię chciał dotykać cały czas, i nie chcę, by dotykali cię inni – wyjaśnił, ale jakoś tak nie do końca mu wierzyłem. Dopowiedział mi tę teorię na poczekaniu, bym się nie złościł. I gdyby nie to, że idziemy do ludzi, to bym mu dopowiedział. Chcę jednak, by miło spędził czas na festynie. Ale jak już wrócimy, mogę mu to wypomnieć.
- Może trochę cię to ratuje – powiedziałem neutralnie chcąc, by nie myślał o tym na czas festynu, ale też by wiedział, że jeszcze tego tematu nie porzuciłem.
Po tych piętnastu minutach dotarliśmy do miasta, w którym to ludzi było jakoś tak trochę więcej, niż zazwyczaj, a przynajmniej tak mi się wydawało. Do puszczania lampionów jeszcze trochę czasu było. Haru od razu zwrócił uwagę na stragany z ubraniami, dla oczywiście bardzo dobrze znanego mi powodu. Wymyślił sobie sukienkę...
- Mamy trochę czasu, dlatego proponuję się rozdzielić. Ty kupisz to, co miałeś mi kupić, a ja przejdę się po straganach z jedzeniem – zaproponowałem, nie mając z tym wielkiego problemu, chyba, że go za długo nie będzie, wtedy mogę się zacząć denerwować. Jednak nie chciałem patrzeć na to, co mi wybierze, bo wtedy ludzie na pewno sobie pomyślą, że to dla mnie. I rację będą mieć, ale wiedzieć o tym nie muszą.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz