piątek, 9 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie przejmowałem się tym, że w teorii jego Bóg mógłby i go odebrać. Nie odważyłby się. Gdyby to zrobił, zniszczyłbym jego niby ukochany świat i ludzi, spalając to wszystko do gołej ziemi. A gdyby to nie zrobiło na nim wrażenia, wszedłbym do nieba i sam wydarłbym męża ze szponów tych pseudo świętoszków. Skoro się stamtąd wydostałem, to i się bym tam dostał. Jak chodzi o mojego męża, jestem bardzo zdeterminowany i nic mnie nie powstrzyma, kiedy ktoś mi go zabierze. Dla niego jestem w stanie walczyć z samym Bogiem, chociaż patrząc na jego reakcje, a tak właściwie ich brak, nic nie zrobi. 
- Jeżeli kiedykolwiek by mi cię zabrał, ja odebrałbym jemu ludzi, których ponoć tak kocha. A gdyby to nic nie dało, wdarłbym się do nieba, by cię odzyskać. Nie zostawiłbym cię, jak to Bóg zrobił z nami – wyznałem, gładząc jego włosy, trochę poplątane. Trochę za nie poszarpałem, dokładnie tak, jak tego chciał. 
- Wiesz, że byś zginął? Nie dałbyś rady z legionem aniołów – powiedział zmartwiony, kładąc dłoń na moim policzku. 
- Wydaje mi się, że ten legion aniołów trochę się rozleniwił. Nikt nie powstrzymał mnie, kiedy wydostałem się z nieba. I dodatkowo wysłali za mną jakiegoś nieudacznika, który nie potrafił mnie złapać – przypomniałem mu, nie będąc jakoś specjalnie przestraszony. – Zresztą, wolałbym zginąć niż żyć bez ciebie, i żebyś sobie myślał, że cię opuściłem – dodałem, uśmiechając się łagodnie, a mój Miki chyba się... wzruszył? Tak nagle jego oczy zaszkliły się, czego nie rozumiałem. Nic takiego wielkiego nie powiedziałem, tylko to, co czułem. Demony ponoć nie mogą kochać, ale ja, mojego męża, kochałem całym swoim przegniłym do cna sercem. Był moją słabością, a i jednocześnie siłą, bo jeżeli go zabraknie, to zrobię wszystko, by go odzyskać, niezależnie od ceny i tego, jak ja skończę. – Co się stało, Owieczko? – spytałem zmartwiony, wycierając kciukiem jego łezki. 
- Nic. Kocham cię – wyznał, wtulając się w moje ciało i chowając twarz w moich ramionach. Uśmiechnąłem się łagodnie na jego słowa i przytuliłem go, gładząc jego włosy. 
- Ja ciebie też kocham. I bardzo krzywdzisz mnie, kiedy mnie nie słuchasz. Chcę twojego dobra, wiesz? Ty wierzysz w ludzi, ale ja wiem, co jest w ich sercach, i to nie jest nic miłego – mówiłem łagodnie, gładząc jego plecy. 
- Wiem. Już nigdy nie podważę twojego zdania – obiecał, na co szeroko się uśmiechnąłem. To chciałem słyszeć. Jest za głupiutki i za bardzo kochany na ten świat i tych ludzi, ale na szczęście ma mnie. I ja zadbam, by krzywda się mu nie stała, a wszystkich ludzi, którzy myślą, że mogą go skrzywdzić, zabiję w sposób okrutny. 
- Grzeczny chłopiec. Przygotuję ci kąpiel. Nie możesz chodzić taki brudny – dodałem, całując go w czubek głowy. 
- A umyjesz się ze mną? – poprosił, i to tak słodziutkim głosem, że nie mógłbym mu powiedzieć „nie”. No i także dzisiaj wspaniale się spisał, nie miałem więc podstaw ku temu, by mu odmówić. 
- Jeżeli takie jest twe życzenie, spełnię je. I to za darmo. Nie musisz mi swojej duszy oddawać – zażartowałem sobie, dalej przy nim trwając, nie mając jakiejś wielkiej ochoty jeszcze wstać. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz