piątek, 9 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czując podniecenie i dreszcze podniecenia ciężko oddychałem pierwszy raz aż tak bardzo zmęczony po jednym razie z mężem, ja naprawdę chyba bardziej splugawić swoje ciała no mogłem, poniżając się na oczach Soreya, dając mu to czego chce, zachowując się jak piesek, który bardzo pragnął uwagi swojego pana, który potrafił robić ze mną wszystko na wszystkie sposoby, doprowadzając mnie nawet do dotykania własnego ciała.
– Starałem się dla ciebie – Przyznałem, patrząc na niego zamglonym spojrzeniem, potrzebując chwili, aby nabrać sił na jego dalsze polecenia i brutalność której tak bardzo chciałem.
– Dobra owieczka i tak ma być, masz słuchać swojego pana – Zadowolony, mocniej przytulił się do mnie, dając mu odpocząć, chociaż tę chwilę, której potrzebowałem.
Nie byłem nawet świadom tego, jak bardzo potrzebowałem jego dotyku, nie tylko tego seksualnego, ale i tego codziennego, którego nie dostałem jako karę za swoje złe zachowanie.
Odpoczywałem w jego ramionach, nie śpiąc, a jedynie, leżąc z zamkniętymi oczami, nie przejmując się nasieniem, które znajdowało się na moim ciele, drżąc pod jego dotykiem, który tak bardzo lubiłem…
– Jesteś bardzo nienasycony owieczko – Sorey, czując dreszcze mojego ciała, ciała wiedział, że wciąż było mi mało, wciąż chciałem więcej, pragnąc jęczeć pod jego ciałem, będąc w stanie dać mu się w każdy możliwy sposób, będąc oddanym mu do granic możliwości.
– Ciebie zawsze mi jest mało – Przyznałem, patrząc w jego oczy, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, czując jego dłonie na moich pośladkach.
Spragniony rozłożyłem przed nim nogi, błagając wręcz, aby mnie teraz wziął.
Sorey nie pozwolił mi czekać zbyt długo biorąc mnie tu i teraz, gryząc, drapiąc, szarpiąc a nawet uderzając moje ciało, które pragnąc więcej wypinało się w jego stronę, nie przejmując się jego sadystycznym podejściem do mojego ciała.
Mimo zmęczenia mocno trzymałem go nie chcąc, aby przestał, moje ciało było już pogryzione, posiniaczone i podrapane w każdym możliwym miejscu, a tyłek bolał z powodu zbyt brutalnego poruszania się w nim, a jednak, mimo to chciałem więcej i, więcej, jak nienasycone zwierzę.
Mimo pragnień, które jeszcze nie zostały zaspokojone czułem, że ciało poddaje się nie mogąc już więcej znieść, a gardło nie ma już siły na krzyk.
Wymęczony, ale jak bardzo usatysfakcjonowany leżałem na łóżku tak strasznie, nie mając siły ani ochoty wstać.
Sorey nie wydawał się być tym zmartwiony, patrzył na mnie, oblizując usta z krwi, która pozostała w jego kącikach ust.
Nie mówił nic, ale sam wzrok wystarczył mi, abym zrozumiał jak bardzo jest w tej chwili usatysfakcjonowany.
– Możesz odpocząć owieczko – Szepnął mi do ucha, podgryzając jego płatek.
– Nie mogę, powinienem przygotować dzieciakom obiad, zrobić im coś słodkiego, wczorajsze ciało bardzo im smakowało i chciały więcej, no i zwierzaki – Zauważyłem, mimo wielkich chęci, nie mając siły podnieść się z łóżka.
– Nic już nie powinieneś, teraz chce na ciebie patrzeć, myśląc nad większym splugawieniem twojego ciała, chcąc, aby twój pan wiedział, do kogo należysz – Mówił to z taką pewnością w oczach i fantazją, że aż trudno byłoby mi nie uwierzyć, że o tym właśnie myśli.
– Lepiej tego nierób jeszcze nas rozdzieli, każąc mi wrócić do góry tam do niego – Ta myśl bardzo mnie przerażała, ale wiedziałem również, że była bardzo prawdopodobna mój pan, mimo że nie pomógł nam w trudnym momencie naszego życia i, życia ludzi, wciąż tam jest, a to oznacza, że gdy nadejdzie pora, a mój mąż zechce konkurować z bogiem może chcieć nas rozdzielić tylko po to aby utrzeć mu nosa.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz