Muszę przyznać, nie do końca wierzyłem w jego słowa. Jak takie słodziutkie maleństwo nie mogło być diabłem. Ja wiem, że koty potrafią robić różne, dziwne rzeczy, zwłaszcza, jak są malutkie i dorastają, ale teraz jest na to jeszcze za malutka. Przecież jak ona chodzi, to się buja a boki, ledwo potrafiąc złapać równowagę. A skoro ledwo chodzi, to jak ma szaleć? To nie miało większego sensu.
- A jesteś pewien, że nie jesteś po prostu o nią zazdrosny? – spytałem, przyglądając się mu z uwagą.
- A o co mam być zazdrosny, skoro w nocy pomiędzy jękami wypowiadasz moje imię? – odpowiedział pytaniem, uśmiechając się do mnie cwanie, na co prychnąłem cicho czując, jak mimowolnie na moje policzki wstępuje lekki rumieniec.
- Może i to robię, ale kiedy ona zaczyna płakać, od razu do niej idę, tak jak teraz – odezwałem się, chwytając za butelkę. Tak jak podejrzewałem, kiedy oboje żeśmy wstali, i ona musiała się obudzić, chociaż i tak dzisiaj trochę się jej pospało. Podobnie jak i mnie.
- Ale kiedy ja cię pocałuję, od razu tracisz głowę – powiedziawszy to położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie, by złożyć pocałunek na mojej szyi. – O nic zazdrosny nie jestem, nie musisz się o to martwić – wyszeptał mi wprost do ucha, delikatnie podgryzając jego płatek, nim mnie puścił. O nic zazdrosny nie jestem... to zdanie nie do końca mi się podobało. Co jak co, ale ja jednak lubiłem, kiedy jest o mnie zazdrosny, troszkę agresywny, i kiedy to robi wszystko, by moja uwaga była poświęcona tylko jego osobie. Wtedy czułem się chciany, i faktycznie atrakcyjny dla jego osoby.
Nie komentując jego słów po prostu poszedłem do Ametyst, by się nią zająć. Minie trochę czasu, im Haru przygotuje nam śniadanie, więc na pewno uda mi się nią zająć. Kiedy karmiłem kotkę zacząłem się w ogóle zastanawiać, czy śniadanie miało sens, i czy nie lepiej byłoby się zabrać od razu za obiad. Było naprawdę późno, i nim się zorientujemy, trzeba już będzie wychodzić. Wydawało mi się, że raczej jakieś stoiska z jedzeniem na tym festynie to będą, więc może tam byśmy zjedli jakąś obiadokolację? Naprawdę sobie dzisiaj długo pospaliśmy, albo chociaż ja sobie pospałem, bo to, że on sobie spał do późna, to rzecz normalna. Nie wyobrażam sobie, jak on wróci do pracy w straży, kiedy trzeba będzie faktycznie wstawać wcześnie, by dotrzeć na czas do koszar. Do tego jednak jeszcze trochę czasu, na razie nie musi się tym przejmować.
Zająłem się Ami, zjadłem bardzo dobre śniadanie od Haru, zająłem się końmi, wziąłem kąpiel i ubrany jedynie w koszulę mojego męża wyciągnąłem się na łóżku, drażniąc się z Ametyst. Do wyjścia pozostały nam jakieś trzy godziny... będę się dzisiaj musiał ubrać tak, by Haru jednak trochę zazdrosny o mnie był. Kiedy on będzie zazdrosny o mnie, ja nie będę zazdrosny o niego.
- Zmęczony? – usłyszałem głos męża, który pojawił się w niedługim czasie przy mnie, kładąc się za moimi plecami.
- Niekoniecznie. Bardziej rozleniwiony – przyznałem szczerze, łapiąc za małą łapkę Ametyst, która zaczęła atakować moją dłoń.
- Nie sądziłem, że po tak intensywnym dniu będziesz dzisiaj w tak dobrym stanie. Zaskakujesz mnie – powiedział, całując mnie kark.
- Staram się nadążać za tobą i twoimi potrzebami, ale dalej mam wrażenie, że jestem daleko w tyle – przyznałem, odwracając się w jego stronę. – Zastanawiałeś się może, co mam dla ciebie założyć? – spytałem, przypominając mu o naszym wczorajszym zakładzie, który bym wygrał, gdyby mnie nie upił.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz