czwartek, 8 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Sorey miał rację, to znaczy nie, nie wolno mi tak myśleć przecież kiedyś słyszałem jego głos nasz pan był i istniał tylko chciał, aby ludzie sami radzili sobie z własnymi problemami, które sami na siebie spuścili, a my mamy dbać o nich, aby postępowali tak jak Bóg tego chce.
Dlaczego więc w tej chwili, kiedy to słowo mojego męża do mnie dotarły czułem, jakby miał rację? Nie powinienem się tak czuć, ale się czułem bardziej wierząc mu, niż w to, co kazał głosić mi i wierzyć mój pan.
– Na pewno jest bardzo zajęty innymi sprawami i dlatego nie miał jak nam pomóc – Chciałem jakoś usprawiedliwić mojego pana, chociaż sam miałem mu za złe to, co się stało, gdyby nam pomógł nie straciłbym męża na rok, a dzieci nie straciłyby ojca, który musiał stać się demonem, aby ratować swoją rodzinę.
– Oczywiście owieczko przyznaj, że tak naprawdę sam w to nie wierzysz i masz za złe swojemu twórcy za to, co nam zrobił – Miałem i obaj doskonale to wiemy, tylko czy powinienem mu przyznać rację? Sam nie wiem.
– Skrzywdziło mnie to, że nas zostawił – Przyznałem, patrząc w jego oczy, nie mogąc oszukiwać samego siebie, że tak wcale nie jest.
– No właśnie dlatego nie powinieneś się przejmować tym, co sądzi twój bóg, nie przejmując się zakazem dotyku, który chce, abyś dla mnie robił – Wyjaśnił, nie przestając patrzeć i głaskać mnie po włosach.
 – Ja, wstydzę się tego – Przyznałem, na samą myśl o tym, co zrobiłem na jego oczach, rumieńce same pojawiły się na mojej twarzy, robiłem z nim wiele mógłbym nawet powiedzieć, że wszystko, a mimo to wstydzę się zaspokajania własnego ciała, sprawiając mu tym samym przyjemność, której chcę, a która bardzo mnie peszy.
– Nauczę cię kochać samego siebie i zaspokajać swoje ciało, ale tylko na moich oczach, nie chciałbym, abyś robił to kiedy mnie przy tobie nie ma – Stwierdziły, łącząc nasze ustaw namiętnym pocałunku, ściskając trochę mocniej moją szyję.
Zawstydzony, gdy tylko nasze usta oderwały się od siebie pokręciłem przecząco głową, odwracając się do niego plecami, nie potrafiąc patrzeć mu w oczy, czując palący wstyd, wiedząc, że teraz już mi nie odpuści.
Sorey cicho westchnął, przytulając mnie mocno do siebie, dając mi przemyśleć całą tę sytuację, która zmęczyła mnie na tyle, abym odpłynął w jego ramionach.

Obudził mnie dotyk tak dobrze znanych mi dłoni, które drażniły moje ciało.
Zaspane otworzyłam oczy, odwracając głowy w jego stronę od razu, dostrzegając pragnienie w jego oczach.
– Dzień dobry owieczko – Wymruczał, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku chwycił moją dłoń, kierując ją na mojego odkrytego przyjaciela.
– Dotknij go – Rozkazał, drugą dłonią, ściskając moje gardło.
Nie zrobiłem tego bardzo wstydząc się własnego dotyku.
– Zrób to już – Warknął, wgrywając się w moje ramie.
Zawstydzony tym, co miałem w tej chwili zrobić zacząłem doprowadzać się do przyjemności tak jak życzył sobie tego mój mąż, zabawiając się sobą na jego oczach.
Masowałem swojego przyjaciela drugą dłonią, pieszcząc swoje sutki, robiąc wszystko, tak jak tego chciał, spełniając jego pragnienie dojścia na jego oczach przy pomocy własnej zabawy swoim ciałem.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz