wtorek, 6 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Z jego demonicznych ust słowa grzecznie brzmiały tak dziwnie, tym bardziej że wiem, co chodzi mu po głowie, i to nie jest grzeczne leżenie w łóżku i przytulenie się.
– Oczywiście grzecznie właśnie to chodzi ci po głowie – Rozbawiony odłożyłem wszystko na swoje miejsce, zerkając kątem oka na mojego demona.
– Jak ty mnie dobrze znasz owieczko – Uśmiechnął się zadziornie, podchodząc bliżej chwytając moją dłoń, okręcając wokół własnej osi, prowadząc w stronę sypialni, kładąc się ze mną do łóżka, nie darując sobie dotykania moich pośladków i ud świetnie się przy tym bawiąc.
Nie mając nic przeciwko jego pieszczotą wpatrywałem się w okno myśląc nad dalszymi losami naszego życia. Sorey stał się demonem całkowicie, odwracając się od Boga. Ja powinienem odtrącić demona, ale nie umiem, a nawet jeśli to nie chcę, tu przy, nim było mi naprawdę dobrze, tylko czy Bóg będzie popierał moje zdanie w tej sprawie? Obawiam się, że nie i liczę się z tym faktem, wiedząc, co może stać się później, mój pan ukaże mnie za to, co robię lub rozkaże wybierać.
Nie chcę wybierać, czując powołanie Boże, ale i nie chcę zostać sam, Sorey to sens mojego życia i tak właśnie było od samego początku, narodziłem się, by służyć mojemu mężowi i tak jak chciał mój pan służę mu i służyć nie przestanę.
– Co zaprząta twoją głowę owieczko? – Sorey dostrzegł mój wpatrujący się uważnie wzrok w świat znajdujący się za oknem.
– My, nasza wspólna przyszłość nie jestem w stanie nic przewidzieć ani zaplanować jak dalej będziemy żyć – Wytłumaczyłem, unosząc głowę, mogąc spojrzeć w oczy mężczyzny, którego tak kochałem.
– Oj ty moja owieczko niczego nie musimy planować świat sam pokaże co ma dla nas zaplanowane – Miał rację nie ma co myśleć o przyszłości na nią jeszcze przyjedzie czas.
– Masz rację – Zgodziłem się z, nim i tak oto upłynął nam spokojnie dzień, Hana i Haru ani razu nie pokazały nam się na oczy, robiąc swoje w tych, ich małych królestwach.

Kolejny dzień rozpoczął się dla mnie spokojnie, Sorey kolejny raz zaprowadził dzieci do szkoły, a ja, nie mogąc już spać zająłem się codzienną pielęgnacją przebrałem w moje krótkie ubrania, sprawdzając szafki i rzeczy które się w nich znajdowały.
Niepocieszony dostrzegłem brak paru produktów, które powinny znajdować się w domu, a których już nie było musząc zrobić listę, a po niej pójść na zakupy.
Mając już rozpisane, jakie produkty przydałyby mi się do zrobienia, chociażby obiadu.
Zetknąłem na zegarek było wcześnie co akurat bardzo mi odpowiadało nie będzie dużo ludzi, a o to przecież chodzi.
Gotowy do wyjścia tak jak zresztą stałem, zabrałem ze sobą torbę gotów wyjść.
– Dzień dobry owieczko, gdzie się wybierasz? – Sorey wchodzący do domu uniemożliwił mi wyjść z niego.
– Dzień dobry kochanie, postanowiłem pójść na zakupy, muszę kupić kilka produktów na dzisiejszy obiad – Wytłumaczyłem, chcąc go wyminąć w przejściu.
– I chcesz pójść w tym stroju? – Chwycił moją dłoń, nie pozwalając dalej pójść.
– A co jest nie tak w moim stroju?
– Ten spodenki ledwo pośladki ci zasłaniają, ktoś jeszcze na ciebie spojrzy i poczuję się sprowokowane, a ty mu ulegniesz i jeszcze dasz się uwieść – Jego słowa rozbawiły mnie on tak poważnie? Chyba sobie ze mną żarty robi.
– Sorey przestań, nie idę cię z nikim zdradzać – Burknąłem, niezadowolony z takich podejrzeń.
– Ty chyba zapominasz, kto jest twoim panem – Syknął, zaciskając mocno dłoń na moim nadgarstku
– Mój drogi pana to ja nie mam, psem nie jestem, a teraz proszę puść mnie twój uścisk trochę boli – Starałem się wyrwać rękę, ale to nie było możliwe, jego siła przewyższała moją dwukrotnie, i to doskonale wiedziałem, a mimo to starałem się uwolnić swoją dłonie.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz