Jego propozycja mnie zaskoczyła, co takiego sprawiło, że nagle ma ochotę na słodkie? Proponowałem mu nie raz i nie dwa jakieś słodkości, a to czekoladę do picia, a do czekoladę do jedzenia, i mi odmawiał. Co wtedy miał, a czego nie ma teraz, skoro chce jeść słodkie? Do głowy przychodzi mi tylko seks. Raz nie dałem mu spełnienia, i on już wariuje, starając się zapełnić pustkę czymś innym. I padło na słodkości. Dziwny sposób na radzenie sobie z brakiem przyjemności, ale jeden dzień muszę go przemęczyć, by sobie porządnie zapamiętał, że mnie należy się słuchać, chociaż już byłem bardzo zadowolony z faktu, że się mnie posłuchał, samemu doprowadzając się do spełnienia. Wiedział, że to grzech w oczach jego Boga, który zakazuje wszystkiego, co najlepsze. I jak on może mu być wierny? Porządnie zabawić się nie można, bo grzech, napić się nie można, bo grzech, złego, aczkolwiek prawdziwego, słowa powiedzieć nie można, bo grzech... pewnie jak się źle westchnie, albo zacznie jakoś nie tak oddychać, to też się grzechem okaże. I jak można komuś takiemu być wiernym? Kiedy potrzebowaliśmy go najbardziej, gdy demon zagrażał jego wyznawcom i aniołom, nie dał nam żadnej broni. Ratunek znalazłem dopiero odwracając się od niego, i tego nigdy żałować nie będę. Ta decyzja otworzyła mi oczy na wiele spraw, i nigdy jej żałować nie będę.
- Dziękuję, ale nie. Nie mogę uzależnić się od tak przyziemnych spraw. Mam wystarczająco dużo innych uzależnień, i nieskromnie przyznam, jesteś jednym z nich – odpowiedziałem spokojnie, obserwując go z uwagą. Miałem nieodparte wrażenie, że Mikleo wyglądał jakoś tak... smutno. Był przygaszony. Jutro będzie szczęśliwszy, zadbam o to, by go wynagrodzić za posłuszeństwo. Teraz jednak nie mogłem dać mu tego, czego tak bardzo pragnie, bo czego się nauczy? Jeden dzień to i tak bardzo krótko.
- Rozumiem. Jakbyś zmienił zdanie, ciasto będzie tu na ciebie czekać, tylko nie wiem, czy dalej będzie stać, jak już dzieci przyjdą – wyznał, uśmiechając się łagodnie. Martwiły mnie trochę jego wargi, które były spierzchnięte, no i także poranione przeze mnie. Wyjąłem z kieszeni malutkie pudełeczko z lanoliną, a następnie podszedłem do niego, nałożyłem na kciuk nieco maści, a następnie posmarowałem jego wargi.
- Musisz o siebie zadbać, kochanie. Lubię całować twoje usta kiedy są miękkie, nie spierzchnięte – pouczyłem go, oddając mu pudełeczko z tą dobroczynną maścią.
- Oczywiście, będę o tym pamiętać – obiecał, zachowując się bardzo... dobrze. Posłusznie. Ewidentnie się czegoś nauczył. Więc mam na niego sposób. Zamiast go gdzieś zamykać i się z nim szarpać, po prostu nie będę go dotykać.
- Grzeczna Owieczka – przyznałem zadowolony, zakładając kosmyk za jego ucho. – Jak dalej będziesz taki grzeczny, zniosę twoją karę – obiecałem, uśmiechając się łagodnie. W końcu czułem spokój. Lubiłem, kiedy wszystko dzieje się wedle mojej myśli. I lubiłem, kiedy to moja Owieczka była grzeczna, i robiła to, o co go prosiłem.
- Postaram się działać zgodnie z twoją wolą – wyznał, co mi się bardzo spodobało. – Gdzie byłeś z Banshee?
- Na polowaniu. Mimo, że malutka, udało jej się zaskoczyć i zabić zająca – przyznałem, dumny z mojego małego, demonicznego maleństwa. Co prawda, zając to zwykła popierdółka, ale każdy od czegoś zaczynał. Powolutku, i w końcu będzie wspaniałą maszyną do zabijania.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz