środa, 7 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo nie wiedział chyba, ile taką zwykłą rozmową stworzył pragnień w umysłach tych chorych ludzi, udowadniając mi tym samym, że nawet jak ktoś na pozór zachowuje się normalnie, to jego serce może być przegniłe do cna. Skoro teraz spowodował tyle zamieszania w sercach innych, to nie chcę nawet myśleć, co to by było, gdyby wyszedł w tych spodenkach... Od razu zacząłem poruszać jego głową tak, by to mi było wygodnie i by jak najszybciej doszedł w jego ustach. Musiałem jakoś odreagować tę paskudną wizytę w mieście. Myślałem, że to będzie taki wspaniały dzień, ale Mikleo musiał wszystko zniszczyć, wpierw denerwując mnie tymi spodenkami, potem tym, że nie uznał mnie jako swojego pana, a na koniec jeszcze utrzymywał kontakt z tymi okropnymi ludźmi. 
W końcu poczułem, że byłem bliski finału. Docisnąłem jego głowę do nasady mojego kutasa, zmuszając go do połknięcia całego mojego nasienia nie chcąc, by cokolwiek upadło na podłogę. Mikleo zakrztusił się nieco, ale jak posłuszny piesek połknął wszystko, każdą kropelkę. I kiedy byłem pewien, że już wszystko połknął, pozwoliłem się mu odsunąć, zapinając spodnie. Mikleo zaczął kasłać, wycierając łzy z kącików oczu. Ja byłem zaspokojony, on nie, i powiedzmy, że to jest odpowiednia kara na tę chwilę dla niego. Gdyby był grzeczny, w tym momencie moglibyśmy się kochać tak, jak on lubił, na ostro, bezczeszcząc jego ciało na wszelkie możliwe sposoby, by błagałby mnie o coraz to więcej i więcej. 
- Lepiej, żeby nie było następnego razu, bo nie będę wtedy taki dobry – syknąłem, biorąc zakupy do w ręce i zanosząc je do kuchni. Musiałem się uspokoić, wypakować rzeczy, no i nakarmić Banshee, która znajdowała się na ogrodzie. Dzisiaj chciałem dać jej mięso. Zwierzęce, oczywiście, ale na ludzkie jeszcze przyjdzie czas. Może nawet dzisiaj. Oj, miałem dzisiaj wielką ochotę na to, by wypruć komuś żyły, miałem nawet kilku kandydatów na to... 
Skupiając się na takiej prostej czynności, jak wypakowywanie zakupów, szybko się uspokoiłem. Jednocześnie też zacząłem myśleć o Mikim i o tym, co powinienem z nim zrobić. Nie mogę do zamykać, bo to nic nie da. Zdenerwuję go tylko, i najpewniej skrzywdzę, bo jako Serafin wody musi opuszczać zamknięte pomieszczenia, no i chodzić nad wodę. W domu go nie utrzymam, to jest pewne. Jakieś kary jednak na niego muszę zastosować, bo coś jakiś taki za bardzo się stał niesforny. Może brak spełnienia? To byłaby dla niego bardzo frustrująca kara. Ja znajdę sobie sposób na to, by znaleźć sobie ujście, chociażby w sposób, jak ten przed chwilą. To będzie dla mnie najlepsze rozwiązanie. Seks bez obopólnego spełnienia mnie aż tak nie satysfakcjonuje, a kara musi być. 
- Przepraszam – usłyszałem nagle za sobą głos Mikleo. Zaskoczył mnie, i to mocno. 
- Za co mnie przepraszasz? – spytałem, odwracając się w jego stronę, i patrząc na niego spod przymrużonych oczu. Oczekiwałem przeprosin, ale tak szybko? Coś tu mi nie grało. 
- Za moją niesubordynację. Byłem dzisiaj wyjątkowo niegrzeczny. Panie – ostatnie słowo dodał, jakby dopiero sobie o nim przypominając. Podszedłem powoli do niego i położyłem dłoń na jego policzku, kciukiem gładząc jego dolną wargę. 
- Kombinujesz coś? – spytałem wprost, mrużąc oczy, przyglądając się mu z uwagą i szukając na jego twarzy czegoś, co by wskazywało na to, że kłamie. Za szybko wyskoczył mi z tymi przeprosinami. To nie w jego stylu...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz