niedziela, 16 listopada 2025

Od Eliana CD Serathiona

 Byłem tak wkurzony na tego głupiego krwiopijcę, że po prostu musiałem wyjść. Nie byłem w stanie dłużej tam z nim siedzieć czując... sam nie wiem, co. Doskonale wiedział, co powiedzieć, bym stracił panowanie, i jak na co dzień nie mam z tym problemu, tak on potrafił poruszyć te najczulsze struny, o których nawet nie wiedziałem, że mam. Powinienem bardziej się pilnować. Być bardziej spokojny. Opanowany. Muszę bardziej go pobłażać, i ignorować. Wszystko, co nas powinno w tej chwili łączyć, to wspólna zemsta. Pożądanie... pożądanie nie powinno mieć tu nic do powiedzenia. To, że wszedłem w ten świat, że poznałem ten smak, nigdy nie powinno się wydarzyć. A teraz... teraz już za późno. Jak już raz poznałem ten smak, pewnie będzie mi tego brakować. 
Wróciłem dopiero późnym wieczorem do pokoju, uspokojony i najedzony. Tak jak się spodziewałem, nie było go tu. W sumie, nic dziwnego, mogłem się spodziewać, że kiedy tylko nastąpi noc, on zniknie. Ciekawe, czy wróci, czy zaszyje się za dnia w jakiejś piwnicy. Upewniłem się, że drzwi są zamknięte, okno, chociaż było mi zimno, zostawiłem otwarte. Dopiero po tym ułożyłem się na pościeli, czystej, pachnącej, schowałem pod poduszką srebrny sztylet, drugi miałem schowany już przy ciele. Ułożyłem się w miarę wygodnie, by nie bolały mnie rany na klatce piersiowej, i też bym mógł szybko wyciągnąć broń w razie ataku. 
Obudziło mnie ciche stuknięcie, chłodny powiew na skórze. Zareagowałem błyskawicznie i w jednej chwili Serathion leżał pode mną, przyciśnięty do materaca, a do bladej szyi przyciskałem sztylet. Kątem oka zauważyłem, że okno było zamknięte. Więc to był ten cichy stukot. Aż się dziwiłem, że czemu on taki... nieostrożny. Zmrużyłem oczy, przyglądając się jego wrednemu uśmieszkowi. Jego oczy znów błyszczały czystą, krwistą czerwienią, w kąciku ust mogłem dostrzec zaschniętą krew. Jestem niemalże pewien, że jej specjalnie nie zlizał, bym zauważył; że znalazł sobie kolejnego tak samo głupiego, jak ja. 
- No proszę, jaki czujny sen. Trochę jak u wampira – wyszczerzył się do mnie głupio, wrednie, jak to on. 
- Kogo zabiłeś? - zapytałem, przyglądając się mu z uwagą, gotów w każdej chwili poderżnąć mu gardło. 
- Ja? Nikogo. Nie zabijam niewinnych. Powiem ci, konkurencję masz. Krew tego chłopca jest... smakowita. Taka młoda, aromatyczna, nieskażona. Oj, chyba przeniosę się całkowicie na ludzką krew. Nie sądziłem, że aż tak jest smaczna – wyszczerzył się, a ja docisnąłem ostrze mocniej, aż zrobiłem małe nacięcie. 
- Świetnie. Jeżeli ktoś zauważy u niego ugryzienia, i połączy je z tobą nie licz, że cię będę ratował – syknąłem, wkurwiony na niego. Ten niewyżyty dupek narazi się na wystawienie, jak tak dalej będzie postępował. Powinienem już zacząć rozglądać się za kolejnym przystankiem, bo przez niego długo tu nie będziemy mogli zostać. A żeby go szlag trafił, nie mógłby myśleć bardziej przyszłościowo? 

<Niewyżyty wampirku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz