niedziela, 16 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Jego słowa w najmniejszym stopniu mnie nie zraziły. Niech nazywa mnie, jak chce i tak wiedziałem, że to tylko gra. Podobałem mu się, nawet jeśli próbował to przykryć gniewem i ostrymi komentarzami. Mógł powtarzać sobie te wszystkie słowa w nieskończoność, a ja i tak byłem pewien jednego: gdybym zniknął, zatęskniłby za mną. Czułem to wyraźnie, pod tą warstwą złości i irytacji kryło się coś jeszcze… coś, czego sam nie potrafił nazwać, a ja widziałem to aż zbyt dobrze.
- Och, mój chłopiec, chyba się zdenerwował. Jakie to przerażające. Chyba rzeczywiście wezmę sobie twoje słowa do serca - Kpiłem, celowo przedłużając każde zdanie, żeby doprowadzić go na skraj wytrzymałości. To zawsze było zaskakująco łatwe.
Młodzieniec który tu był, którego na chwilę zaczarowałem. W rzeczywistości nie zrobiłem mu nic złego. Nie zmusiłem go do niczego, nie wciągnąłem w żadne mroczne zobowiązania. Chciałem tylko, by przez chwilę na mnie popatrzył. Musiałem przyznać, że wyglądał zjawiskowo, zbyt słodki jak na kogoś, kto próbował udawać twardziela. A do tego ten zapach… w miejscu przesiąkniętym alkoholem i starym dymem papierosowym on był jak powiew świeżości.
Interesowało mnie tylko jedno. Jak smakowałaby jego krew.
A jako wampir potrzebowałem krwi tak samo, jak inni potrzebują powietrza. Szukałem jej wszędzie, gdzie mogłem. Krew Eliana była cudowna, niemal uzależniająca, ale nie mogłem pić jej tyle, ile bym chciał, a to doprowadzało mnie do szału. Może właśnie dlatego mściłem się na nim w drobnych, niewinnych gestach, drażniąc go krok po kroku, aż tracił nad sobą panowanie.
- Zamknij już tę mordę - Warknął, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, gwałtownie skrócił dzielący nas dystans. Chwycił mnie gardło, zbliżając się do mnie tak blisko, że poczułem jego oddech na swoich ustach.
Chwilę później, złączył nasze usta w namiętnym, pełnym gniewu pocałunku, skutecznie uciszając mnie i odbierając mi wszelkie możliwości, by powiedzieć cokolwiek więcej.
Oderwał się ode mnie gwałtownie, jakby pocałunek nagle go oparzył. Zrobił krok w tył, wciąż dysząc ciężko, a w jego oczach iskrzyła surowa, ledwo kontrolowana wściekłość.
- Milcz. I nic nie rób. Jeden dźwięk, a przysięgam, że cię uduszę - Syknął przez zęby, a jego głos brzmiał jak ostrze przeciągnięte po zimnym metalu.
Nie czekał na odpowiedź. Po prostu odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami mocniej, niż było to konieczne. Był zbyt wściekły, by trzymać mnie przy sobie… i dokładnie to mnie drażniło. Zostawił mnie samego, mnie.
Co ja miałem teraz z sobą zrobić?
Westchnąłem ciężko, rzucając się na bok. Leżałem cicho, dokładnie tak, jak sobie zażyczył, choć każdy nerw w moim ciele krzyczał, że to idiotyczne. Cóż, przynajmniej przez chwilę mogłem udawać posłusznego.
Godziny mijały powoli, a pokój wypełniała tylko monotonna cisza. Do wieczora ani śladu Eliana, żadnego kroku na korytarzu, żadnego westchnięcia, żadnego sygnału, że wróci. Każda minuta przedłużała moją irytację.
W końcu znudzenie stało się nie do zniesienia.
Podszedłem do okna, otwierając je bez najmniejszego hałasu. Chłodne powietrze wieczoru musnęło moją skórę, a nocne miasto pachniało obietnicą swobody.
Jeśli Elian chciał ciszy… to proszę bardzo.
Jeśli chciał mnie ukarać swoim zniknięciem… cóż, mogłem dokładnie to samo zrobić jemu...

<Towarzyszu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz