Zagryzłem wargi, próbując ułożyć w głowie słowa, które powinienem mu powiedzieć. Niby proste, niby drobnostka… a jednak coś we mnie stawiało opór. Nigdy nie umiałem dziękować. A przecież wiedziałem, że mu się należy. W końcu gdyby nie on, już dawno nie byłoby mnie na tym świecie.
- Ja… chciałbym… eh. - Głos ugrzązł mi w gardle. Czy to naprawdę było aż tak uwłaczające? Chyba odrobinę tak. Ale skoro powiedziałem „a”, to powinienem powiedzieć i „b”, prawda?
- Co chciałbyś powiedzieć? - Zapytał, patrząc na mnie z całą uwagą, jakby nic innego na świecie teraz nie istniało. - Możesz mówić do rzeczy? - To jego skupienie zupełnie mnie peszyło. Gdyby przynajmniej spojrzał gdzieś w bok, może byłoby mi łatwiej, a tak? Że akurat teraz musiał się aż tak wciągnąć.
- Dziękuję - Wydusiłem w końcu, tak cicho, że sam ledwo to usłyszałem. Zęby mocno zaciskając.
- Przepraszam, nie dosłyszałem. Co powiedziałeś? - Uniósł brew ku górze.
- D… dz… dziękuję - Tym razem powiedziałem odrobinę głośniej. I oczywiście usłyszał. Widziałem po tym jego bezczelnym uśmieszku. Najchętniej zdarłbym go z jego twarzy.
- Wybacz, nadal nie dosłyszałem. Możesz głośniej? - Teraz już otwarcie ze mną pogrywał. Gnój jeden. Jeszcze chwila, a naprawdę mu coś zrobię.
- A spierdalaj - Warknąłem, już głośno i bez żadnej chęci powtarzania czegokolwiek. Dwa razy powiedziałem. Usłyszał? Usłyszał. To niech się teraz wali. Nie powiem po raz trzeci. Może sobie tylko pomarzyć.
Rudy uśmiechał się do mnie złośliwie, podchodząc bliżej, aż w końcu bezceremonialnie złapał mnie za policzki. Jego dłonie były ciepłe, pewne siebie, jakby miał prawo mnie dotykać kiedy tylko zapragnie.
- Nie gniewaj się, Różyczko. - Jego głos ociekał udawaną czułością. - Nie moja wina, że nie słyszę. Jestem tylko człowiekiem, a ty mówisz tak cichutko, jakbyś mówił do siebie - Zadrwił mi prosto w twarz. Co za drań. Jeszcze chwila, a naprawdę sprawdzę, jak jego zęby wyglądają rozrzucone po podłodze.
- Zaraz nie będziesz mógł nic mówić, jak stracisz zęby- Fuknąłem, odsuwając się od niego i krzyżując ręce na piersi.
Rudy nawet nie zareagował na groźbę. Jakby mu spłynęła to wszystko po plecach. Odwrócił się z powrotem do lustra i zaczął czyścić swoją ranę, próbując udawać, że wszystko ma pod kontrolą, choć po jego ruchach widziałem, że boli go każdy dotyk.
Westchnąłem, zirytowany. Skoro już mnie uratował, to wypadałoby choć raz zachować się fer i chociaż spróbować odwdzięczyć za to.
- Daj to, pomogę ci - Mruknąłem tonem, jakbym był zmuszony do bycia dobrym.
Oczyściłem ranę powoli, dokładnie, ignorując jego krzywe uśmieszki i to, jak bacznie obserwował każdy mój ruch. Następnie zabezpieczyłem wszystko bandażem, mocując go pewnie, choć może odrobinę zbyt ciasno. Cóż. Zasłużył, od tego raczej nie umrze, chociaż może by mógł?
Rzuciłem mu niezadowolone spojrzenie powoli się prostując.
- Będziesz żył niestety - Burknąłem.
A potem, zanim zdążyłem się powstrzymać, oblizałem palce ubrudzone jego krwią odruchowo, instynktownie, jakby było to czymś zupełnie naturalnym. Chociaż dla mnie było, jakby nie patrzeć..
<Rudy? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz