piątek, 14 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Myślałem o tym przez cały czas, analizowałem, przekładałem w głowie różne pomysły, tworzyłem prowizoryczne plany, jak zabezpieczyć zamek, by nikt niepowołany nie dostał się do środka. Nocą czułem się bezpieczniej, przynajmniej względnie. Mogłem poruszać się swobodnie, zarówno tutaj, jak i na zewnątrz. W świetle dnia traciłem jednak niemal wszystkie przewagi. Teraz? Teraz nie mogłem nawet w pełni zadbać o siebie, o choćby ochronę i bezpieczeństwo.
- Pułapki? Owszem - Mruknąłem pod nosem. - I tak są zbyt głupi, żeby je w porę zauważyć. - Nerwowo stukałem palcami o blat biurka, jakbym próbował wybić rytm własnego niepokoju.
- Obawiam się, że mogą pojawić się jeszcze dziś. Mamy mało czasu, a ja… nie jestem pewien, czy zdążymy przygotować cokolwiek sensownego. - Odparłem, zerkając na niego z niepokojem.
Byłem dziwnie pewien, że przyjdą. Za dnia, rzecz jasna, noc to dla nich ryzyko, dla mnie wybawienie. Doskonale wiedzieli, że światło może mnie zabić, więc jeśli planowali mnie dopaść, zrobią to, zanim zapadnie zmrok.
- No proszę, moja mała różyczka spanikowała? - Elian uśmiechnął się krzywo, a w jego tonie pobrzmiewała kpina, choć wyczuwałem też próbę rozładowania napięcia. - Myślałem, że jesteś bardziej odważny, a ty już się zesrałeś? - Zamierzałem rzucić mu coś uszczypliwego, odbić tę zaczepkę, gdy nagle uderzył mnie znajomy, nienawistny zapach. Ostry, zwierzęcy, przywodzący na myśl brudne futro przesiąknięte wodą, wiadrem a może nawet krwią? 
Zamarłem, na chwilę nie wiedząc co zrobić.
Dopiero gdy się otrząsnąłem odruchowo zadziałałem szybciej niż pomyślałem.. Poderwałem się z fotela i chwyciłem Eliana za ramię, ciągnąc go gwałtownie w bok, w jedyne miejsce, gdzie mrok był wystarczający, by mnie ukryć. Sekundę później rozległ się ogłuszający trzask. Stare, ogromne okno wyleciało z zawiasów i rozprysnęło się na kawałki. Strumień jasnego światła zalał pomieszczenie, wypalając wzrok i skórę samą obecnością.
Elian osłonił mnie własnym ciałem, całkowicie zasłaniając moje narażone ciało przed słońcem. Słyszałem jedynie jego przyspieszony oddech i narastający smród intruza.
- Proszę, proszę… człowiek osłaniający wampira. Tego się nie spodziewałem. - Głos wilkołaka był niski, chropowaty, ociekający pogardą. We mnie natomiast jak zawsze, gdy te pchlarze zbliżali się za bardzo, wezbrała gotująca się złość. Co za gnój, co on to w ogóle robi? 
- Czego tu szukasz? - Elian warknął, nawet bez broni wyglądając na gotowego rzucić się do walki, gdyby tylko musiał. Mięśnie miał napięte, gotowe do walki.
Wilkołak uniósł dłoń i wskazał na mnie jednym ze swoich długich, brudnych pazurów.
- Jego. - Uśmiechnął się, odsłaniając ostre zęby. - Mój szef go potrzebuje. Podobno jest bardzo… użyteczny. - Wyjaśnił, wchodząc do pokoju. - Szkoda, że musi być żywy. Nie znoszę wampirów. - Splunął pod nogi, ukazując swoim zachowaniem pogardę którą mnie darzył.
Patrzył na mnie, jakby już planował sposób, w jaki mnie tam doprowadzi.
A ja, przyciśnięty do muru, do cienia, mogłem jedynie zacisnąć pięści i czekać, musiałem dostać się do drzwi, nie chciałem uciekać, byłem gotów do walki tylko nie tu, chciałem dostać się do drzwi ale to też było niemożliwe.
Rozejrzałem się po pokoju gdy mężczyzna podchodził bliżej nas.
- Wynoś się stąd - Mój towarzysz gotów był do walki, chociaż nie jego była to walka.
- Chłopczyku to nie twoja sprawa spadaj stąd - Wilkołak podszedł na tyle blisko, aby móc nieświadomie dać mi możliwość ucieczki. Dzięki cienią dostałem się do drzwi, uciekając z pomieszczenia. Wilkołak ruszył za mną, a ja nie musząc bać się już słońce ruszyłem do walkę, chcąc zabić pchlarza który śmiał zbliżyć się do nas, niszczą to co kocham..

<Towarzyszu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz