czwartek, 1 grudnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem ciężko, słysząc jego słowa, a on znów swoje, nie rozumiem, tła czego się tak zachowuje i jaki ma w tym cel to znaczy wiem, że chce mnie chronić przed złem i to rozumie, jednak myślę sobie, że lepiej by było dla nas obu, gdyby dał mi znacznie więcej przestrzeni, ja naprawdę jej potrzebuję, aby żyć a im bardziej on mi to odbiera, tym bardziej nieświadomie zabiera mi to, co jest dla mnie najważniejsze, moja wolność beż niej żaden anioł nigdy nie będzie wolny i on po tylu latach wciąż nie jest w stanie tego zrozumieć.
- Więc mam tu zostać? - Zapytałem, patrząc na niego z widocznym zawodem w moich lawendowych oczach.
- Tak będzie lepiej, ja zrobię szybko zakupy, a ty odpoczniesz - Gdy to mówił, poczułem wewnętrzną złość, miałem już dość tego głupiego odpoczywanie, nie jestem człowiekiem, nie muszę odpoczywać, kiedy on w końcu to pojmie?
Wziąłem dwa głębokie wtedy, aby się uspokoić tracąc apetyt, już całkiem odechciało mi się jeść, jak dobrze, że niedługo wracają dzieci, przynajmniej przy nich będę mógł robić coś więcej niż tylko odpoczywać.
- Odpocznę, w porządku - Uspokojony wziąłem talerz z jedzeniem, na które straciłem ochotę, rzucając wszystko do miski psa, którą wyniosłem na dwór do psa, który w porównaniu do mnie z miłą chęcią zjadł przygotowany przeze mnie posiłek.
- Nie jesteś głodny? - Zapytał Sorey, po tym, jak tylko wróciłem do kuchni z pustym talerzem.
- Nie, to był zły pomysł przygotować sobie śniadanie - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wkładając do zlewu talerz, który umyłem, odkładając go na suszarkę, wycierając ręce w ręcznik.
- Wszystko dobrze? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając, tak jakby nie rozumiał i pewnie tak było, w końcu on nigdy nie słucha, co do niego mówię, najważniejsze jest to, aby miał mnie pod stałą kontrolą.
- Nie, nie jest dobrze - Mruknąłem, wychodząc z kuchni, nie mając ochoty dyskutować z mężem, byłem teraz zły na niego i aby nie rozpocząć kłótni, wyszedłem z kuchni, idąc na dwór do psa, który radośnie zamerdał ogonem, chcąc się ze mną bawić, czym skupił całą moją uwagę, kochany pies przynajmniej on mnie nie denerwuję głupim zamartwianiem się o mnie.
- Miki wychodzę, chcesz coś z targu? - To pytanie zwróciło moją uwagę, a ja odwróciłem głowę w jego stronę.
- Nie dziękuję, niczego nie potrzebuję - Przyznałem zgodnie z prawdą, zajmując się znów psem, słysząc cicho westchnięcie męża, który bez zbędnego gadania poszedł na targ a ja, cóż tak jak i nasz pies musiałem zostać w domu, czekając na powrót męża i prędzej czy później dzieci.
Na moje szczęście szczęśliwe dzieci wróciły szybciej, niż się tego spodziewałem, dzieci czemu miałem co robić i znów jakbym był w swoim świecie, robienie czegoś dla ukochanych dzieci i jedynego męża, których kochałem nad życie mimo tego, że czasem miałem ich po prostu dosyć.
Do tego wszystko i Alisha do nas weszła na kilka chwil, aby z nami porozmawiać i opowiedzieć nam jak cudownie się wszyscy bawili. Alisha to będzie naprawdę wspaniała mama.
- Mama am - Słysząc słowa syna, zwróciłem na niego uwagę, wstając z krzesła, no cóż, jak dziecko chce, to nie mam wyjścia i muszę mu zrobić jedzenie taka już rola rodzica. Niech teraz Sorey rozmawia z kobietą, a ja zajmę się swoimi obowiązkami.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz