Spojrzałem na męża, kiwając łagodnie głową i tak mając zamiar to uczynić, gdy tylko dam jeść naszemu dziecku.
- Tak podejdę, tylko skończę to, co mam do zrobienia - Odpowiedziałem, kończąc kanapkę, którą podałem dziecku. - A ty Misaki nie jesteś głodna? - Dopytałem, nie zapominając o naszym drugim dziecku.
- Nie mamo, nie jestem głodna, chce tylko coś słodkiego - Po odpowiedzi pobiegła do salonu, gdzie zapewne będzie oczekiwała słodkości, które przyniesie jej ukochany tatuś, który z pełnym talerzem słodkości poszedł do salonu gdzie czekała na niego królowa.
- Jesteś wciąż głodny? - Zwróciłem uwagę na synka, który jadł spokojnie kanapkę, nie brudząc dokoła, za co byłem mu ogromnie wdzięczny.
- Nie mama - Ta odpowiedź pozwoliła mi zabrać chłopca ze sobą do salonu, gdzie z jakieś powodu wszyscy już na mnie czekali, ciekawe, o co im tak naprawdę chodzi, czy mnie przepraszasz bardzo, coś pominęło?
- Wszystko w porządku? Zachowujecie się trochę dziwnie - Zauważyłem, siadając na kanapie z Merlinem.
Sorey bez słowa spojrzał porozumiewawczo na Alishe która uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Chciałam cię poprosić, o to abyś został ojcem chrzestnym dla mojego przyszłego dziecka - To pytanie bardzo, ale bardzo zaskoczyło mnie. Że ja? A dlaczego nie Sorey? Przecież to on powinien zostać ojcem chrzestnym tego dziecka, a nie ja.
- Jesteś tego pewna? - Zapytałem, po prostu zaskoczony tym, co usłyszałem.
- Oczywiście, chyba że nie chcesz - Na to pytanie szybki pokręciłem głową, nie chcąc, aby tak w ogóle sobie pomyślała.
- Nie, to znaczy tak chcę i to bardzo chce, jestem naprawdę szczęśliwy, że zadałaś mi to pytanie. Dziękuję - Odpowiedziałem, ciesząc się, szczerze się ciesząc z jej pytanie i możliwości pozostania ojcem chrzestnym dla dziecka i to jeszcze dziecka królowej. O mój panie mi to naprawdę przytrafiło się szczęście. Oby tylko mój mąż się na mnie za to nie pogniewał, bo tego bym już nie zniósł, nie mogąc powiedzieć tak, gdy osoba, na której mi zależy czuła, by się źle z tego powodu.
- Bardzo się cieszymy, z twojej zgody - Alisha była równie ucieszona co i ja. Od razu tak jakoś poprawił mi się nastrój.
Alisha przebywała u nas, jeszcze jakiś czas nim jej zmęczenie wzięło górę, a ona sama przeprosiła nas, zbierając się do zamku, no tak w ciąży ma prawo czuć się źle dla tego najlepiej, aby dużo odpoczywała w zamku, oszczędzając się na tyle, na ile jest to tylko możliwe.
W dużo lepszym nastroju niż jeszcze kilka godzin wcześniej posprzątałem po naszym gościu, wycierając wszystko porządnie ścierką, chowając na swoje miejsce.
- I jak się czujesz, trochę ci już lepiej? - Sorey wchodzący do kuchni, zwracając moją uwagę.
- Lepiej? Co masz na myśli? - Zapytałem, nie rozumiejąc w ogóle tego pytania, najlepiej traktuje mnie jak więźnia, który ma siedzieć grzecznie w domu i nigdzie nie wychodzić a później, później pyta, czy już mi lepiej no chyba sobie żarty ze mnie stroi.
- No wiesz, chodzisz trochę podenerwowany, a ja nie wiem dla czego - Odpowiedział, co wywołało z mojej strony ciche westchnięcie.
- Nic mi nie jest - Moja odpowiedź nie była do końca szczera, nie do końca chcąc o tym rozmawiać.
- Miki, jeśli mi nie powiesz, nie będę wiedział jak ci pomóc - Doskonale wiedziałem, że tak jest tylko czy on mnie zrozumie? Cóż raz się żyje, jeśli mu nie powiem, on nigdy się nie dowie.
- Sorey, czuje się trochę jak więzień w tym domu, nigdzie nie mogę wychodzić, a to bardzo męczy mnie, nie chce się kłócić ani sprawiać ci przykrości, ale ja muszę wychodzić na dwór w inne miejsca niż tylko jezioro - Wyjaśniłem, rozmawiając z nim szczerze, tak jak tego chciał.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz