Zdenerwowany i zestresowany siedziałem w pokoju Lailah, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. W tym momencie Pani Jeziora przeszukiwała księgę w poszukiwaniu zaklęcia, które albo namierzyłoby demona, albo go przyzwało. To było nasze koło ratunkowe, gdyby demon właśnie nam uciekł. Serafiny wiedziały o całym moim przedsięwzięciu, a przynajmniej o większości, bo żaden nie wiedział o tym, że chciałem zawrzeć z nim układ. Mimo tego, że to był plan uzgodniony ze wszystkimi i wszyscy wiedzieliśmy, że jest jakaś szansa na to, że demon ucieknie z zamku, a mimo tego czułem się temu najbardziej winny. W końcu na to pozwoliłem. Najpierw przeze mnie oddał kontrolę demonowi, a teraz jest gdzieś tam sam w świecie, nie wiadomo gdzie. A to wszystko przez to, że jestem za słaby. Powinienem był odejść, nim Mikleo zbyt się do mnie przywiązał. I nim zdecydowaliśmy się na dzieci. Teraz go przecież nie zostawię z całym domem na głowie, to byłoby paskudne z mojej strony. Moja obecność nic dobrego Mikleo nie przynosi, a wręcz przeciwnie, z mojego powodu przytrafiają się mu same złe rzeczy.
- Może powinieneś się trochę zdrzemnąć? – usłyszałem jak zza jakiejś grubej ściany głos Zaveida. Od razu pokręciłem głową, pomimo tego, że nie byłem w najlepszym stanie.
Nie mogłem jednak teraz odpuścić, musiałem znaleźć i pomóc Mikleo, a później może przyjdzie czas na odpoczynek. Może, bo jeszcze musiałem wrócić do domu, gdzie zostały zwierzaki. A później prawdopodobnie będę musiał upewnić się, że z Mikleo wszystko w porządku. O ile oczywiście uda się Serafinom go do nas sprowadzić. Ja trochę wątpiłem, by mi się to udało. Podczas każdej z rozmów z demonem nie zauważyłem, by Mikleo w jakikolwiek sposób mnie rozpoznał i próbował jakoś wydostać się spod kontroli demona. Już prędzej zareagował na krzywdę strażników – bo nie wierzę, by demon sam z siebie stanąłby w obronie ludzi – niż na mnie, co by oznaczało, że jestem taki troszkę tutaj zbędny. Mimo tego chciałem być obecny przy tym rytuale. O ile oczywiście do niego dojdzie, bo im więcej czasu mija, tym bardziej traciłem nadzieję.
- Znalazłam – słowa Lailah znacznie podniosły mnie na duchu. Od razu podniosłem się na równe nogi i podszedłem do niej, by zerknąć na interesującą mnie stronę księgi. – Zaklęcie przywołujące.
- I to zadziała? – dopytałem, czytając w myślach inkantację i składniki.
- Tak. Musi się pojawić, czy tego chce czy nie. Nie będzie miał innego wyjścia. Taki ich słaby punkt – wyjaśniła kobieta, całkiem z siebie zadowolona. I miała prawo, znaleźć coś takiego nie było łatwe.
- Więc co, szykujemy zasadzkę? – odezwał się lekko podekscytowany Zaveid. Nie miałem nawet siły, by jakkolwiek zareagować na te głupie słowa, jedyne, czego chciałem, to mojego męża z powrotem.
- Proponuję jakieś pomieszczenie. Kiedy się pojawi, mogłabym zapieczętować wszystkie wyjścia, by nie uciekł – zaproponowała Edna, poprawiając swoje włosy.
- Może podziemia kościoła? Mury grube, wyjść niewiele, i wieczorem też tam nikogo nie będzie – pochwycił Zaveid, w końcu mówiąc coś mądrego.
Serafiny planowały, co takiego zrobić, a ja trochę znów odpłynąłem. Nie czułem się najlepiej, moje serce chyba trochę przestawało sobie dawać radę i nawet nie mogłem go o to winić. Musiałem jednak jeszcze trochę go pomęczyć, muszę upewnić się, że Mikleo wróci do siebie. A później niech się dzieje, co chce, może nawet przestać bić, to nie było dla mnie problemem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz