Demon ścigający swoją ofiarę usłyszał wezwanie, którego nie mógł zbagatelizować, czy się mu to podobało, czy nie musiał przenieść się do miejsca, do którego został wezwany.
- Serio? Jeszcze was było mi tu trzeba - Burknął, widząc serafiny stojące naokoło jego osoby. Niech ich wszystkich szlag trafi za to, że musieli go tu przywołać, gdyby nie to mógłby dopaść swoją ofiarę, a wtedy najadłby się do syta, a tak wciąż będzie głodował. - Czego chcecie? - Zapytał, dostrzegając obecność dobrze znanego mu mężczyzny, który stał gdzieś w rogu, niepewnie patrząc na twarz demona. - O proszę i kogo ja tu widzę beznadziejny mąż, śmiał tu przybyć, a i po co? Nikt cię nie potrzebuje i oboje doskonale o tym wiemy - Zadrwił demon, patrząc z pogardą na twarz człowieka.
- Nie słuchaj go Sorey, on mówi tylko to, co jest w stanie cię skrzywdzić - Odezwała się Lailah, chcąc go obrobić, tak jakby sama święta była.
- Ty również nie powinnaś się odzywać, na twoich rękach płynie nie jedna przelana krew, wielki serafin, który bez człowieka nie jest w stanie sobie radzić. - Zadrwił, zerkając tym razem na Soreya. - Nie zastanawia cię, dlaczego byłeś jednym z wielu Pasterzy? Na pewno nie dlatego, że byłeś daremnym pasterzem a dlatego, że każdy poprzedni zginął podczas walki, nie jest wcale taka święta, a jeszcze ma czelność pouczać innych, żałosne stworzenie - Mruknął, patrząc z pogardą na Lailah i każdego innego przeklętego anioła, którego już oglądać na oczy nie chciał, a jednak mimo wszystko musiał.
- Jak śmiesz - Nim zdążył zareagować, dostał prosto w twarz od Zaveida, z powodu czego upadł na ziemię, oblizując krwawiącą wargę. - Nie masz prawa tak mówić, jeszcze raz a połamie ci nos - Syknął zły anioł, czym rozbawił demona.
- Mi nie połamiesz nic, bijąc to ciało, krzywdzisz tylko i wyłącznie tego głupiego anioła nie mnie - Zauważył, niewzruszony tym uderzeniem plując krwią z tym swoim złośliwym uśmiechem, którego nie dało się nie dostrzec.
- On ma racje, nie ma sensu go krzywdzić w rzeczywistości on i tak tego nie odczuje, tak jak czuje to Mikleo - Tym razem odezwał się Sorey, odsuwając złego na demona anioła, który mimo wszystko musiał wziąć dwa wdechy, aby się uspokoić.
- Chociaż raz mądrze gadasz - Zadrwił demon z szerokim uśmiechem, wstając z ziemi, otrzepując się z kurzu.
- Obyś za chwile nie zaczął się śmiać, gdy rozpoczniemy rytuał - Słysząc jego słowa, demon zaśmiał się jeszcze bardziej, gdyby tylko wiedział, że uwolnienie anioła nie jest takie proste a wszystko dlatego, że się poddał, to koniec on już nie wróci. - Twojego anioła już nie ma, podał się i nawet ten rytuał niczego nie zmieni, jestem silniejszy od niego, a moja moc rośnie i już nikt ani nic nie będzie, w stanie tego zmieni - Odparł, pewny swego nie mając już kogo się bać, złe oblicze pasterza już się nie pojawia, a więc on nie ma już nikogo, kto stanąłby mu na drodze ku całkowitemu przejęciu ciała anioła.
- Pleciesz od rzeczy - Tym razem odezwała się Edna, stukając swoją parasolką, nie do końca wiadomo komu, chcąc tym zaimponować, bo na pewno nie jemu.
- A skąd ty możesz to wiedzieć? Zostawił go, gdy był mu najbardziej potrzebny, a teraz liczysz na to, że wróci? Po co i dla kogo, bo na pewno nie dla ciebie - Zadrwił, patrząc na mężczyznę, ignorując całkowicie anioły, które również z nimi tu były.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz