niedziela, 2 kwietnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem pewien, ile czasu minęło, nim w końcu otworzyłem oczy, ale na pewno musiało minąć kilka dobrych godzin, bo za oknem już świeciło słońce, co lekko mnie zaskoczyło. Kolejną rzeczą, jaka mnie zaskoczyła, było to, że znajdowałem się u siebie w domu, a ostatnim, co pamiętałem, był rytuał na Mikleo w kościelnych podziemiach. Właśnie, Mikleo... co się z nim stało? Przerażony tym, że coś się złego stało zaraz podniosłem się do siadu, gotów by wyruszyć do krypty po mojego męża. Mój organizm stwierdził zupełnie co innego i na ten gwałtowny ruch trochę pociemniało mi przed oczami. Chwilę mi zajęło, by moje widzenie było znów normalne, dostrzegłem jeszcze jeden bardzo ważny szczegół; Miki przebywał ze mną w sypialni i był najwidoczniej bardzo zmęczony, go drzemał sobie na krześle. 
Znaczy, to chyba był on, bo kiedy go ostatnio widziałem, a tak dokładniej, widziałem jego ciało, to nie wydawał się za bardzo przypominać siebie. Z drugiej strony, gdyby demon miał nad nim kontrolę, raczej by przy mnie nie przebywał. Wręcz przeciwnie, tym momencie byłby gdzieś bardzo daleko, robiąc swoje dziwne, demoniczne rzeczy. A może ja śnię? Przez intensywne promienie słoneczne wpadające przez okno cała ta sceneria wydawała się taka trochę magiczna i nie z tego świata. No ale też gdyby to był sen to wolałbym, aby mój mąż znajdował się na łóżku przy mnie, a nie na tym niewygodnym krześle śpiącym w takie pozie, że po przebudzeniu na pewno będą boleć go plecy. Dla własnego spokoju uszczypnąłem się, i to dość mocno, no i nic się nie zmieniło, więc to nie jest żaden sen. 
Usiadłem dosyć powoli na brzegu materaca i wyciągnąłem rękę w stronę Mikleo, kładąc ją na jego dłoni. Nadal czułem się jakoś tak dziwnie słaby, moje ciało wykonywało opornie moje polecenia, jakby nie miało zbyt dużo siły, no i klatka piersiowa mnie bolała, zwłaszcza okolice serca. Co się tam stało? Szczerze, to nie pamiętałem za dużo z tego rytuału. Kiedy starałem się przywołać wspomnienia z tamtej chwili, były one dosyć niejasne i splątane; wiem, że zaklęcie zadziałało, potem chyba była jakaś rozmowa, a po niej upadek. Znaczy, nie bezpośrednio po tej konwersacji, możliwe, że było coś pomiędzy, ale to, że upadłem było ostatnią rzeczą, której byłem pewien. 
Ten delikatny dotyk z mojej strony wystarczył, by wybudzić Mikleo. I wiedziałem, że to był mój mąż, a nie demon, dzięki jego cudnym, lawendowym tęczówkom. Rany, jak ja się za nim stęskniłem... Miałem wrażenie, że nie widziałem go wieki, a minęły raptem ile dni? Dwa? Mając taką lukę w pamięci trudno było mi to stwierdzić. 
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Mikleo już rzucił się na mnie, mocno przytulając się do mojego ciała i cicho szlochając. To mnie trochę zbiło z tropu, dlaczego on płacze? Stało się coś dziwnego pod moją nieobecność? Odwzajemniłem ten gest dopiero po chwili czując, jednocześnie zaczynając gładzić go po plecach, by go uspokoić. Nie chciałem, by płakał, nie lubiłem, kiedy to robił, miał takie piękne oczy, nie powinien płakać. 
– Już, spokojnie, Owieczko, jestem tu – szeptałem, nieprzerwanie gładząc jego ciało. 
– Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam – mamrotał, dalej cicho szlochając. Przez moment musiałem się mocno zastanowić, by zrozumieć, o co mu chodzi, ale w końcu ogarnąłem.
– Nie masz za co mnie przepraszać, Owieczko. To ja powinienem przeprosić ciebie za to, że zostawiłem cię całkiem samego – powiedziałem szczerze, z tego powodu czując się źle. Gdybym tylko przy nim był, żadne z tych wydarzeń nie miałoby miejsca i to był niezaprzeczalny fakt.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz