Do swojego ciała wróciłem w momencie upadku męża na ziemię, nie wiedziałem, co się dzieje i dlaczego wszyscy tu byli, czułem się jak wybudzony z bardzo długiego snu, nie zdając sobie nawet sprawy, z tego, co wydarzyło się w przeciągu tych wszystkich dni.
Nie mając jednak o tym za bardzo pojęcia, podbiegłem do męża, padając przy nim na kolana, wciąż nie czułem się najlepiej, ale to nie miało w tej chwili znaczenia, musiałem ratować mojego ukochanego człowieka i tylko to miało w tej chwili znaczenie.
- Sorey - Wydusiłem, sprawdzając jego ciało, szybko znajdując przyczynę omdlenia, serce wciąż biło, chociaż biło nie regularnie, ale biło i tylko to miało znaczenie. Nie myśląc zbyt wiele, położyłem dłonie na jego piersi, używając swoich mocy, aby jak najszybciej wspomóc jego biedne serce, które z jego winy zaraz może stanąć. - Nie rób mi tego proszę - Wyszeptałem, nie przestając leczyć jego serca aż do chwili, w której to znów ruszyło, wywołując delikatny uśmiech na moich ustach.
- Co tu się wydarzyło? - Zapytałem, zerkając na serafiny, nie zdając sobie sprawy, z tego wszystkiego, co uczynił demon przejmujący w tamtej chwili ciało nieświadomego anioła.
- Demon trochę narozrabiał.. - Zaczęła Lailah, tłumacząc mi wszystko od początku do ostatnich chwil przed moją przemianą, mój panie co ja narobiłem, znów pozwoliłem mu przejąć nad sobą kontrolę, jestem taki słaby, taki bezużyteczny, nie dziwne, że ludzie uważali właśnie mnie za mordercę, prawie zabiłem faceta, którego kocham nad swoje własne życie.
- Przepraszam was, za to wszystko, czego się dopuściłem - Zwróciłem się do serafinów, czując się naprawdę źle, z tym, co się stało, gdybym tylko powstrzymał go, trzymając w ryzach, nigdy by do tego nie doszło, a tak po raz kolejny on kogoś krzywdzi, a ja ponoszę tego winne.
- To nie twoja wina - Słysząc zmęczony głos mojego męża, spojrzałem na niego ze łzami w oczach, tuląc mocno do siebie.
- Nic ci nie jest bogu dzięki - Wydusiłem, a z moich oczu popłynęły łzy.
- Nie płacz owieczko - Szepnął, kładąc dłoń na moim policzku, ledwo na mnie patrząc, mój biedaczek, do czego ja go doprowadziłem.
- Ci, nie mów już nic odpoczywaj - Wyszeptałem widząc, jak jego ciężkie oczy ponownie zamykają się, a ja naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
- Poczekaj Mikleo, wezmę go i zaniosę do domu - Tym razem odezwał się serafin powietrza, podchodząc do mnie, aby wziąć mojego męża na ręce, ruszając w stronę naszego domu, gdzie po kilku minutach podróży położył go na łóżku, za co byłem mu bardzo wdzięczny, gdyby nie on na pewno bym go tu nie doprowadził.
- Dziękuje wam za wszystko - Wdzięczny za pomoc zwróciłem się do serafinów, ciesząc z powrotu do domu, tego chyba najbardziej mi brakowało, powrót do domu i powrót do siebie samego to właśnie to, czego było mi trzeba.
- Nie masz za co dziękować, odpocznijcie, nie będziemy wam już przeszkadzać - Odezwała się Lailah, żegnając ze mną, życząc tym samym dobrej nocy. Prosząc, abym nie siedział za długo, co mogłem jej obiecać, ale nie chciałem. Pożegnałem się z nimi, jeszcze raz przepraszając za to, co uczyniłem, zamykając za nimi drzwi, wracając do mojego męża, którego musiałem pilnować, bo co jeśli zamknę oczy a jego serce stanie? Nie, nie do tego dopuścić nie mogłem, poczeka tu, aż nie otworzy oczu, a wtedy chyba nie wiem, nawet jak będę miał go przeprosić, za to, co mu zrobiłem..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz