Westchnąłem cicho po wypowiedzianych słowach przez Mosaki, to miłe, że wierzy w swojego taty, niestety wiara niewiele może dać, Sorey musi odejść z tego świata i to odejść jak najszybciej, jeśli tu zostanie, nie wybaczę sobie tego. Podejrzewam, że jest tu z mojego powodu, powiedziałem przeciążyć, że sobie nie radzę, a on dał znać, muszę zapewnić go, że może odejść, przecież ja dam sobie radę, bez niego, a przynajmniej muszę go w tym zapewnić, aby odszedł z tego świata ze spokojem.
- Skarbie nieważne jak tata jest silny, nie może z nami tu zostać, to już nie jego miejsce - Odpowiedziałem ze spokojem, nie chcąc, aby źle mnie zrozumiała lub się na mnie pogniewała.
- Dlaczego? Nie chcesz, żeby tu został? - Te słowa mimo wszystko mnie dotknęły, przecież niestety bym tego nie chciał, jej tata był, jest i zawsze będzie całym moim życiem i gdybym tylko mógł, zatrzymałbym go tu na zawsze, wiem jednak, że nie mogę mu tego zrobić, dla jego własnego dobra muszę dać mu odejść, muszę, chociaż nie chce.
- Misaki, nikomu nie zależało na twoim tacie tak jak mi i prawdę mówiąc, zrobiłbym wszystko, aby z nami został, wiem jednak, że jest to niemożliwe, twój tata musi odejść, a my musimy nauczyć się radzić bez niego - Wyznałem, przytulając do siebie córkę, która nie wydawała się tym faktem pocieszona.
- Nie chce, aby odchodził, chce, aby tata tu został - Na te słowa westchnąłem cicho, doskonale ją rozumiejąc, moje serce ją popieram, ale umysł mówi, że tak trzeba, dla tego nie mogę pozwolić, aby serce wygrało z mózgiem, przynajmniej nie tym razem.
- Wiem, rozumiem cię doskonale, ale ram trzeba i dobrze i tym wiesz - Musiałem naprawdę jeszcze długo tłumaczyć Misaki, że tak trzeba, nim w końcu doszło to do niej, zmuszając do powodzenia się z tym faktem..
- Czyli pożegnamy się jutro z tatą? - Na jej pytanie kiwnąłem łagodnie głową, musząc ją upewnić w prawdziwości wypowiedzianych przeze mnie słów. - Dobrze, pójdę się położyć, jestem już zmęczona - Dziewczyna pożegnała się i ze mną i z tatą nim skierowała się na schody, znikając w swoim pokoju.
- I ja pójdę już spać Sorey dobranoc - Zwróciłem się do męża, gdziekolwiek by nie było, idąc do swojej sypialni, kładąc się na łóżku, gdzie wtulony w poduszkę patrzyłem w okno, starając się zasnąć szkoda tylko, że nie było to takie proste, nie chciałem jeszcze zasnąć, troszeczkę bojąc się, że to wszystko okaże się tylko smutnym snem, w którym to nie ma mojego męża i jak ja mam żyć bez niego, jak mam udowodnić, że dam sobie bez niego rady jak rady sobie nie dam? Mam go oszukać? Jeśli będzie taka potrzeba, zrobię to tylko i wyłącznie dla jego dobra.
Nie mogąc spać, patrzyłem w okno, zastanawiając się nad jutrzejszym dniem, nie wiedząc co mam zrobić, to będzie naprawdę ciężki dzień, nawet gdy czułem jego dłoń na swojej głowie, uśmiechnąłem się delikatnie, mając wrażanie, że go przez chwilę widziałem.
- Nie martw się o mnie, muszę się po prostu nauczyć bez ciebie spać - Wyszeptałem, uśmiechając się do niego delikatnie, mając nadzieję, że to dojeżdża mimo mroku panującego w pokoju.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz