Bylem zaskoczony tym faktem jednak nie był on w stanie mnie wystraszyć, męża mojego nie bałem się ani trochę, nawet jeśli w tej chwili ponosiły go emocje.
- Wygląda na to, że masz moc ognia, wyjaśniłoby to, dlaczego jesteś taki gorący, a do tego jesteś w stanie oparzyć pod wpływem zbyt dużych emocji - Wytłumaczyłem, mając takie podejrzenia, trochę już na tym świecie żyje i myślę, że mój Sorey nie zszedł na dół jako zwyczajny anioł mający używać tylko słów do obrony, on dostał moce, którymi może ochronić nie tylko siebie, ale i innych.
- Moc ognia? - Zapytał zdumiony, patrząc na to, jak leczę oparzenie, które szybko zniknęło z mojego ciała.
- Tak, mów ognia, musisz się teraz uspokoić, weź kilka głębokich wdechów, zamknij oczy i pomysł o czymś przyjemnym to pozwoli ci się uspokoić - Wytłumaczyłem, przyglądając się mu uważnie, jak wycisza się, zamykając oczy. Wygląda na to, że będę musiał z nim troszeczkę poćwiczyć, aby sam bez mojej pomocy był w stanie dojść do tego, jak się wyciszyć i schować skrzydła. - Lepiej? - Zapytałem, gdy otworzył oczy, wyglądając na znacznie spokojniejszego.
- Tak, dużo lepiej - Gdy to powiedział, podszedłem do niego, delikatnie kładąc dłoń na jego dłoni, aby sprawdzić, czy faktycznie się już uspokoił i tak nie był już gorący, tylko po prostu ciepły, z czego bardzo się ucieszyłem, wtulając w jego ciało.
- Będziesz musiał nauczyć się panować nad emocjami, bez tego nie będziesz w stanie żyć normalnie, zbyt silne emocje będą zagrożeniem dla ciebie i każdego, kto będzie przy tobie - Wyznałem, patrząc na jego skrzydła, które jeszcze nie zostały schowane, najwidoczniej mój mąż nie umie tego zrobić, to nic nauczę go, tłumacząc wszystko na nowo.
Spokojnie patrząc w jego oczy, tłumaczyłem na nowo, jak schować skrzydła co po dłuższym czasie mu się udało.
Zadowolony z jego pracy ucałowałem go w usta, głaszcząc po policzku.
- Trochę poćwiczysz i będziesz w stanie robić to bez pomocy - Pocieszyłem go, widząc jego smutek na twarzy. - Nie ma tu co się smucić słońce, w końcu się nauczysz - Zapewniłem, wiedząc jak czasem ciężko jest być aniołem. Iuczyć się tych wszystkich sztuczek. Zerkając na pieska, który radośnie zaszczekał merdając swoim ogonkiem. - Widzisz, nawet pieska się zgadza - Dodałem, kucając przy nim, aby go pogłaskać.
- Piasek, który wciąż nie ma imienia - Przypominał mi, również kucając przy piesku.
- Masz rację, nazwijmy go Lucky - Zapytałem, mając wrażenie, że to imię najbardziej będzie do niego pasowała.
Piesek zaszczekał najwidoczniej zadowolony z imienia, które zostało mu nadane.
- Chyba mu się podoba - Przyznał, całując mnie w policzek.
- Tak, chyba tak - Przyznałem, patrząc na męża z ciepłym uśmiechem na twarzy, jak niesamowicie było, tak po prostu na niego patrzeć ciesząc się jego powrotem na ziemię.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Zapytał, patrząc prosto w moje oczy.
- Po prostu bardzo się cieszę, że do mnie wróciłeś - Przyznałem, nie przestając się do niego uśmiechać.
- I ja też się cieszę, że tu jestem - Przyznał, całując moje usta.
- To, co idziemy spać? Nie wiem jak ty, ale ja bym chętnie położył się spać - Wyznałem, zmęczony tym całym dniem pragnąc położyć się i odespać wszystkie te czasy, gdy nie spałem pogrążony w żałobie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz