Ja nie byłem ani zmęczony, ani śpiący, najchętniej popytałbym go jeszcze o swoją, znaczy się naszą przeszłość. Dzisiaj praktycznie nie zadawałem mu żadnych pytań, a nie przynajmniej takich konkretnych. Miałem do ogarnięcia całe czterdzieści lat swojego poprzedniego życia, trochę to sporo i mimo, że mieliśmy dużo czasu, chciałem wiedzieć wszystko jak najszybciej, bo kiedy już wszystko będę wiedział, będę mógł lepiej zadbać o Mikleo. Będę wiedział, co lubi, jak lubi, jak mogę się do niego zwracać... i jeszcze jedna rzecz bardzo mnie nurtowała, a mianowicie dlaczego myślałem, że jest w niebezpieczeństwie? Może nie był, tylko mój mózg jakoś dziwnie połączył wątki i potrzebę pośpiechu skojarzył z niebezpieczeństwem...? Jak już zdążyłem zauważyć, myślenie moją mocną stroną nie jest.
- Ja posiedzę i cię popilnuję, ale ty możesz iść spać – powiedziałem, uśmiechając się do niego szeroko. Odkąd tutaj jestem, w sensie na ziemi, nie czułem zmęczenia, czy głodu, pragnienia... no dobrze, z tym ostatnim mogę się nie zgodzić, ponieważ jednak pragnąłem Mikleo. Trochę po dzisiejszych doznaniach byłem spokojniejszy, owszem, ale nie pogardziłbym kolejnym stosunkiem. I jeszcze kolejnym... Jego całe ciało i zapach były strasznie uzależniające.
- Wczoraj mnie nie pilnowałeś – zauważył słusznie.
- Owszem, ale wczoraj nie naszedł nas żaden psychol, który chciał cię gdzieś zabrać. Nie ufam mu. Może zechce wrócić i cię uprowadzić pod osłoną nocy? Sam nie wiem, co mu tam w głowie siedzi, ale póki nie oddaliśmy się od miasta, to będę cię pilnować – odparłem hardo, twardo stojąc przy swoim zdaniu. Czułem, że jestem odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo, że zawsze byłem, co nawet chyba by się zgadzało. Byłem jego mężem, więc to dosyć oczywiste, że właśnie to był jeden z moich obowiązków. A jeżeli nie był... cóż, wtedy moja intuicja chociaż raz mówi z sensem, każąc mi o niego dbać.
- Lucky nas ostrzeże w razie czego. Też musisz odpocząć – próbował mnie przekonać, no ale z miernym skutkiem.
- Ale ja zmęczony nie jestem. Za to ty możesz iść spać. Nie obrażę się. Jeżeli chcesz, możesz się do mnie przytulić – wyjaśniłem z delikatnym uśmiechem.
- Obudź mnie po kilku godzinach. Nie chcę, byś całą noc musiał tutaj siedzieć – odrzekł, układając się na ziemi i kładąc głowę na moich udach. Oczywiście, że go nie obudzę, on jest zmęczony, ja pełen życia, więc czemu miałbym go budzić?
Odruchowo zacząłem go gładzić po włosach, by w pewnym momencie odsunąć jego grzywkę, by móc pocałować go w czoło, i wtedy doznałem małego zaskoczenia. Na jego czole znajdował się delikatny, złoty diadem z zielonym kryształem. Czy mój mąż jest jakimś księciem? Nie zdziwiłbym się, ponieważ wygląda naprawdę prześlicznie, jego skóra jest strasznie delikatna i blada, no i od niego bije taka aura szlachetności. O tym mi nie mówił... czemu mii nie mówił? A może dopiero mi o tym powie? Zapytam się o to, jak wstanie, teraz niech sobie śpi. Nachyliłem się nad nim, ucałowałem jego czoło, a następnie znów ułożyłem jego grzywkę tak, jak była wcześniej. Jako, że nie miałem co robić z rękami, gładziłem jego włosy ciesząc się ich miękkością i długością. Zacząłem także myśleć, jakie pytania mogłem mu jutro rano zadać. Na pewno zapytam się go o to, czy jest księciem, bo po ujrzeniu tego diademu trochę miałem co do tego podejrzenia. I czy coś mu groziło, podczas kiedy mnie nie było na tym świecie. I jak się poznaliśmy, jak się związaliśmy, jak zawarliśmy związek małżeński... w sensie, mieliśmy jakieś wesele? Jak wyglądał taki związek anioła i człowieka? Nie no, troszkę się zagalopowałem, może powinienem zacząć od początku, czyli od dzieciństwa. No i to jego pochodzenia, ponieważ strasznie mnie to intrygowało.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz