Zaskoczony uśmiechnąłem się łagodnie, wycierając dłonią zmęczone od płaczu oczy.
- Sorey to naprawdę ty - Wydusiłem, podchodząc do książki, którą chwyciłem w swoje dłonie, nie mając pojęcia, gdzie jest ważne, że przecież tu jest prawda? - Ale dlaczego? Dlaczego tu jesteś? Nie powinieneś odejść już z ziemi?, coś się stało? Coś cię tu trzema? - Zapytałem, rozglądając się po domu, szukając mojego męża, którego nie mogłem dostrzec, niestety nie mogłem lub raczej nie potrafiłem widzieć duchów a chyba właśnie tym, w tej chwili stał się mój mąż. - Przepraszam, ale nie słyszę cię - Przyznałem, nic nie słyszę, nie wiem, czy jeszcze tu jesteś - Przyznałem, nie uzyskując odpowiedzi, na moje słowa, najwidoczniej już go tu nie było lub nie mógł się ze mną skontaktować, to nic najwyższa, że przy mnie jest, nawet jeśli jest martwy.
- Cieszę się, że to jesteś, chociaż nie rozumie dlaczego, powinieneś odejść z ziemi, powinieneś zaznać spokoju - Zauważyłem, zmartwiony tym, że tu jest, bo, mimo że się cieszyłem, bałem się o niego, przecież nie powinno go ty być, nie powinno.
Nie słysząc odpowiedzi, westchnąłem cicho, dostrzegając delikatnie poruszające się lustro, w stronę którego od razu się odwróciłem, podchodząc bliżej niego. - Masz rację, wyglądam fatalnie - Powiedziałem to, uśmiechając się słabo pod nosem, dotykając swoich włosów, które faktycznie wyglądały okropnie, zdając sobie z tego sprawę, mimo silnej niechęci zrobiłem to, co sprawiłoby mu największą przyjemność, myjąc włosy, rozczesując je i związując w kok tak, aby mi nie przeszkadzały, schodząc na dół, gdzie miałem nadzieję, że go usłyszę, niestety to się już nie zdarzyło, to bardzo mnie zasmuciło, chciałbym go usłyszeć, dotknąć, przytulić. Tak strasznie mi go brakowało, chciałbym cofnąć czas i znów móc z nim porozmawiać, przeprosić za to, co zrobiłem, gdybym wtedy nie ukrywał Misaki przed mężem, na pewno wszystko byłoby dobrze, a teraz nie mogę pogodzić się z tym, co mu zrobiłem.
- Sorey jesteś tu? - Zapytałem, odwracając się w stronę salonu, mając nadzieję, że go zobaczę lub chociaż usłyszeć, niestety nie usłyszałem nic a nic, byłem sam wraz ze zwierzakami, które nie wychodziły z kuchni, grzecznie trwając przy moim boku, przynajmniej one starają się mnie wesprzeć w tej trudnej dla mnie chwili. - Nie wiem, czy tu jesteś i czy mnie słyszysz, ale chciałbym cię przeprosić za to, co zrobiłem - Odezwałem się, w tym samym momencie słysząc spadający z blatu nuż informujący mnie o tym, że mój mąż przy mnie jest, poprawiając mi tym nastrój. - Przepraszam za to, co się stało, gdy hm taniego dnia nie kłócił się z tobą, wszytko byłoby dobrze, nie powinienem kryć Misaki z tymi wypadami, ale chciałem dobrze, chciałem, aby była szczęśliwa, a teraz ty zmarłeś, a ja sobie nie radzę, jestem taki zmęczony, nie daje sobie rady, nie potrafię nad tym wszystkim zapanować, gdybyś tu był, wszystko potoczyłoby się inaczej - Przyznałem, naprawdę szczerze chcąc go przeprosić, za to, co się stało, po dziś dzień mając poczucie winy za to, co się stało, wciąż nie mogąc sobie tego wybaczyć, to moja wina i nic ani nikt tego już nie odmieni.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz