Chyba troszkę przesadziłem z tą książką i wystraszyłem Mikleo, no ale co miałem zrobić? Nie chciałem jej zrzucać, chciałem ją przenieść, ale kiedy zaczynałem odczuwać ten ciężar w dłoni, zaraz mi wypadała. Może najpierw powinienem próbować z czymś lżejszym...? Chociaż coś mi się wydaje, że ciężar nie nie ma tu żadnego znaczenia, a kwestia mojej wprawy, a kiedy zrzucam coś ciężkiego daję tym samym znać, że tu jestem. Miki jest bardzo mądry, w końcu to zrozumie...
Zmartwiony jego stanem usiadłem obok niego, wpatrując się w jego twarz ze zmartwieniem. Wiedziałem, przez co przechodzi. W końcu przechodziłem przez to samo... chociaż nie, Mikleo miał gorzej. Ja przez tygodnie nie potrafiłem podnieść się z łóżka, nie miałem żadnego powodu, by to robić. Miałem wtedy pod opieką Yuki'ego, ale w razie jakichkolwiek problemów pomagały mi Alisha i Serafiny. Mikleo z kolei nie mógł sobie pozwolić na przeżycie żałoby po swojemu. Musiał wstać, zająć się domem, dziećmi, które niezbyt się go słuchały, zwierzakami... Może wkrótce ktoś go odwiedzi? Nie wiem, ilu ludzi było na moim pogrzebie, nie mogłem opuszczać tego domu, więc na ten czas musiałem być tutaj. Chociaż, trochę mnie ciekawiło, kto przyszedł. Pewnie nie było jakoś strasznie dużo ludzi, bo i dużo ludzi nie znałem, no ale i tak byłem ciekaw.
– Nie odbija ci, skarbie. To ja się jeszcze uczę – powiedziałem mimo tego, że mnie nie usłyszy. Chociaż, kto go tam wie, czasem ponoć uda się usłyszeć ducha... Ale to pewnie jakoś bardziej doświadczonego, ja dopiero co potrafiłem przedmiotami poruszyć, i to w niezbyt efektowny sposób.
Miki zaczął płakać, powodując, że gdybym miał serce, pewnie by mi pękło. Co mogę zrobić, by mu pomóc...? Bardzo chciałem go przytulić, wyszeptać, że wszystko jest w porządku, pocałować w usta i zaciągnąć się jego zapachem... Chyba lepiej byłoby, gdybym odszedł tam na dół, gdzie moje miejsce. Piekło nie wydaje się być aż takie złe jak ta bezradność.
Mikleo zazwyczaj uspokajał się dzięki mojemu głaskaniu. A tę sztuczkę już opanowałem... Jako tako. Może dzięki temu w końcu dowie się, że tu jestem i humor mu się poprawi? Znów przywołałem do siebie wspomnienie jego włosów i po tym ostrożnie je pogłaskałem. Nie byłem pewien, czy mi się to uda, bo trochę ćwiczyłem na tej książce, no ale warto spróbować.
I znów ta sama reakcja, co wczoraj. Tym razem jednak niezrażony jego nagłą reakcją dalej gładząc jego włosy, czując coraz to więcej szczegółów, jak chociażby jego splątane kosmyki...
– Powinieneś trochę o nie zadbać – powiedziałem do siebie, gdyż trochę drażnił mnie ten fakt. Zauważyłem, że ostatnio nawet ich porządnie nie rozczesywał. Rozumiałem, dlaczego tego nie robił, no ale to straszna szkoda. Jego włosy były naprawdę prześliczne.
Mikleo krzyknął cicho, podnosząc się z kanapy i rozglądając się panicznie dookoła. Przestraszył mnie tą reakcją. Czy ja zrobiłem coś nie tak? Tylko gładziłem jego włosy, myślałem, że to lubi. A może...?
– Czy ty mnie słyszysz? – spytałem pełen nadziei, ale pozostało to bez odpowiedzi.
– Sorey? To ty? – odezwał się po dłużej chwili Mikleo, cały czas się rozglądając.
– Tak! W końcu załapałeś! – uszczęśliwiony wpatrywałem się w jego twarz, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mnie nie mógł dostrzec. Mając nadzieję, że mam jeszcze trochę energii, podszedłem do biblioteczki i zrzuciłem książkę. Oby wziął to jako tak, bo nie mam pojęcia, jak inaczej mógłbym powiedzieć mu tak.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz