Przyznam szczerze, jego wypowiedz, mnie rozbawiła, no tak tego można było się spodziewać, w końcu mój Sorey nie ma bladego pojęcia, kim jest pasterz i, że sam nim kiedyś był.
- Pasterz nie pasie owieczek, nie a też pieska i nie broni ich przed złymi wilkami. Pasterz broni ludzi przed złem a jego naczyniami są serafiny, ziemi, powietrza, wody i ognia mające swój artefakt, który jest ich bronią. Gdybyśmy ci znaleźli taki artefakt, moglibyśmy powiedzieć, że stałeś się „własnością” pasterza, dla którego walczysz o dobro ludzi i bezpieczeństwo całego świata - Wytłumaczyłem, czym chyba wprawiłem jeszcze bardziej męża w zakłopotanie, biedny nic nie rozumie, dlatego właśnie nie chciałem zarzucać go wieloma informacjami. Wiedząc, że nie będzie w stanie tego wszystkiego pojąć.
- Nic z tego nie rozumie - Przyznał, czym naprawdę niczym mnie nie zaskoczył, kto by też pomyślał, że tego nie rozumie, w końcu to było do przewidzenia, nie da się od razu wszystkiego pojąć, do tego potrzeba czasu, a my tego czasu mam bardzo dużo o ile ten przeklęty anioł nas nie znajdzie.
- W swoim czasie wszystko zrozumiesz, pokażę ci, co i jak ale nie teraz, teraz musimy obejść anioła, który cię szuka - Wyjaśniłem, obserwując uważnie otoczenie, nie chcąc, aby anioł nas zaskoczył, tym bardziej że sam wiem, jak anioły potrafią być cwane.
- Dobrze - Kiwnął głową, zamykając buzie, aby już nic nie mówiąc, z czego byłem zadowolony, w końcu dzięki temu mogłem skupić się na drodze, odrobinkę się rozluźniając.
- Zgubiliśmy go - Odetchnąłem z ulgą, puszczając jego dłoń, kładąc dłonie na głowie, biorąc głęboki wdech i wydech, musząc na chwile usiąść, stres zrobił swoje, a ciało moje pod wpływem wieloletnich emocji zaznało znów szoku i zasłabło na chwilę.
- Wszystko w porządku? - Zapytał przerażony Sorey, podchodząc do mnie, kucnął przy mnie, kładąc dłonie na moich kolanach.
- Tak, tak wszystko w porządku nie musisz się martwić - Uspokoiłem go, uśmiechając się do niego delikatnie, patrząc w jego oczy, kładąc dłoń na jego policzku. - Już wszystko dobrze - Zapewniłem, zbliżając się do ust męża, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Wracajmy do podróży, musimy przecież odwiedzić Ally - Dodałem, wstając z kamienia, na którym siedziałem, otrzepując się z niewidzialnego kurzu, chcąc powrócić do drogi, im szybciej ruszył, tym lepiej, musimy w końcu znaleźć jeszcze bezpieczny kąt na spędzenie nocy bez obawy ataku któregoś z istot żyjących na tej przeklętej ziemi.
Mój mąż w milczeniu kiwnął grzecznie głową, ruszając w drogę, nim jednak to zrobił, chwycił moją dłoń, zbliżając ją do swoich ust, delikatnie całując.
- Wiesz, że jestem tu dla ciebie skarbie i nie opuszczę cię już nigdy prawda? - Gdy to mówił, patrzył w moje oczy tak pewnie, że gdyby nie strażnik niebios, który go poszukuję, nawet bym mu w to uwierzył, a tak obawiałem się, że jego słowa nie są tak pewne, jak pewne jest to, że anioł prędzej czy później go odnajdzie.
- Wiem skarbie, wie i jak nikomu innemu ci wierzę, boje się jednak, że on cię odnajdzie, a wtedy zabierze, a jeśli tak się stanie, ja sobie nie poradzę bez ciebie, nie radziłem sobie przez dziesięć lat i nie zacznę tym bardziej, gdy on mi cię znów odbierze - Wyznałem, wewnętrznie przeżywając lęk, który narastał, z każdą następną chwilą wzmacniając lęk poprzez najczarniejsze myśli tworzące się w mojej głowie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz