środa, 3 maja 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo lubiłem, kiedy kazali mi dawać znać. Czułem się troszkę jak pies, który musi wykonywać sztuczki... Cholera czemu ja w ogóle tak myślę? Przecież oni tylko chcą, by Yuki o mnie wiedział, bo jak na razie nie rozumie, o co chodzi. Ale to dobrze, że wrócił, on na pewno pomoże Mikleo lepiej, niż ja. Ja jeszcze uczę się zarządzać swoją mocą, no ale na pewno nie uda mi się go odciążyć z tych wszystkich obowiązków. Najlepiej sprawdzę się jednak w wywoływaniu uśmiechu. Tego nikt nie będzie potrafił zrobić... Przynajmniej nie jeszcze. To nadal jest dla mojej Owieczki za wcześnie... no ale mówiłem mu nie raz, że już wkrótce nadejdzie mój czas, no ale nie, bo przecież tylko przesadzam. No nic, teraz mu nie będę tego wypominać, tylko zaopiekuję się nimi wszystkimi najlepiej, jak w tym stanie potrafię. 
Nie chcąc, by moja księżniczka wyszła na głupią, zapukałem w stół dwa razy. Uznałem, że raczej nie będę już zrzucał rzeczy z półek czy stołów, bo później trzeba będzie się po nie schylać i niepotrzebnie męczyć. Poza tym, takie rzucanie przedmiotami też je niszczy, a przecież nie chcę siać zniszczenia. 
– Czy to normalne? – spytał Yuki, zerkając z niepokojem na stół. 
– Słyszałam, że ludzie zostają na ziemi po śmierci, jeżeli mają jakieś niedokończone sprawy – odpowiedziała Emma. 
– I tata też miał kilka niedokończonych spraw. Dzisiaj przyjdzie medium, i pomoże mu te sprawy zamknąć, dzięki czemu zazna spokoju – wyjaśnił Mikleo. Nie do końca mi się to podobało, nie zaznam spokoju, dopóki mój Miki nie upora się z moją śmiercią. Widzę, że sobie nie radzi, więc tak po prostu miałbym go zostawić? Nie dam rady tego zrobić. Nie z tego powodu tutaj zostałem, ale teraz widzę, że nie mogę go zostawić tutaj samego. 
– Chyba rozumiem – przyznał Yuki, ale dalej nie wyglądał na bardzo przekonanego, jakby trochę się bał... Ale czemu miałby się bać? Jestem tu dla jego mamy, dla całej rodziny, nie ma się czego bać, tylko po prostu mnie nie widać. Może później byłbym widoczny dla Merlina, już może mnie usłyszeć, jeszcze wczoraj mi wyjawił, że może mnie dostrzec kątem oka... wcześniej nie dawał nam znać, że potrafi coś takiego. No ale może to też dlatego, że nie spotkał żadnego ducha na swojej drodze. To chyba nawet dobrze, że umarłem, dzięki temu wie wcześniej i wcześniej będzie mógł rozpocząć jakieś szkolenia... Trochę tych szkoleń się mu nazbierało. Musi pobierać nauki u Lailah, by nie stracić panowania nad mocą, teraz jeszcze to. To nie za dużo, jak na jedno dziecko? On w tym wieku powinien się wygłupiać z kolegami, nie uczyć się panować nad mocami, których nigdy nie powinien mieć. 
Mikleo zaczął przygotowywać śniadanie przed przyjściem medium, dzięki czemu mogłem mu w końcu trochę pomóc. A tu podałem mu sól, przysunąłem nóż bliżej niego, czy otworzyłem szafki, w których znajdowały się talerze. Najchętniej bym je podał, ale jakoś się tak stresowałem przy tylu osobach i bałem się, że upuszczę je i się stłuczą. Nie, lepiej jeszcze pozostanę przy podawaniu trudno niszczących się rzeczy...
Po raz pierwszy od kilku dobrych lat moja rodzina zjadła śniadanie w pełnym gronie, a po tym Emma zaoferowała się, że posprząta po nim. Kochana dziewczyna, Miki już wystarczająco się nasprzątał, najwyższa pora, by trochę odpoczął. Gdybym tylko mógł, sam zabrałbym się za umycie tych naczyń, ale obawiałem się, że przyniosę więcej szkód niż pożytku. 
Medium przyszła dopiero wczesnym popołudniem, dzięki czemu mogliśmy spędzić trochę czasu razem. Jeżeli chciałem coś przekonać, Merlin przekazywał moje słowa, trochę przy tym wszystkich zaskakując. Naprawdę miło nie musieć marnować tyle energii, by wypowiedzieć kilka słów... Szkoda tylko, że nie mogę być tak w pełni z nimi. Ale to nic, taka już moja rola. Ja jestem tu tylko dlatego, by wywoływać na twarzy Mikleo uśmiech. I podczas tego czasu wspólnego w ogóle nie schodził z jego ust. I taki właśnie powinien być cały czas. Nie chciałbym, by płakał przez moją śmierć. Ma taki piękny uśmiech, powinien uśmiechać się jak najwięcej... 
– Jesteś gotów, Sorey? – zapytała kobieta, podczas kiedy Miki i reszta przygotowywali stół w kuchni do seansu, w którym wszyscy oni mieli uczestniczyć. 
– Nie ma żadnej możliwości, bym mógł zostać tutaj z nimi bez stracenia rozumu? – spytałem, nie odpowiadając na jej poprzednie pytanie. 
– Nie możesz tu zostać. Ziemia jest dla żywych. Ty musisz odejść – powiedziała to tonem, jakby zwracała się do małego dziecka, co mi się wyjątkowo nie podobało. Nie jestem dzieckiem, może się do mnie zwracać normalnie. 
– Wiem, i odejdę stąd, ale nie teraz. Nie mogę tego zrobić. Chcę po prostu trochę ten proces spowolnić. To wszystko – wyjaśniłem jej, by sobie nie pomyślała o mnie nie wiadomo jakich rzeczy, bo jeszcze wtedy nie wyjawi mi tego sekretu. 
– Nie da się spowolnić tego procesu, musisz odejść... – zaczęła, wywołując we mnie gniew. 
– Wiem, że się da. I wiem, że ty to wiesz. Próbowałem dowiedzieć się tego po dobroci, ale nie dajesz mi żadnego wyboru. 
Nie minęła chwila, a wściekły ruszyłem w jej stronę, z zamiarem przejęcia chwilowej kontroli nad jej ciałem. Wystarczyło, że przeszedłem przez jej osobę i... już. To było bardzo dziwne uczucie czuć... wszystko, tak właściwie. Temperatura, zapachy, miękkość materiału, z którego zrobione jest ubranie... mógłbym tak zostać już na zawsze. I być z Mikleo tak bardziej materialnie, niż dotychczas. Byłbym wtedy w lepszym wsparciem, niż aktualnie jestem. 
– Tato, przestań! 
Słowa Merlina sprawiły, że zacząłem normalnie myśleć. Spojrzałem w stronę chłopca, który ewidentnie był przerażony moim zachowaniem. I nie tylko on, ja także byłem przerażony. Co ja zrobiłem? O czym ja w ogóle myślałem. To nie powinno było się zdarzyć... 
– Przepraszam – powiedziałem, po czym opuściłem ciało medium i zniknąłem z kuchni, nim jeszcze kogoś skrzywdzę. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz