Analizowałem każdą informację, jaką mi powiedział, i różnie to z nimi było. Radość była zrozumiała, bo radość jest taką emocją pozytywną, podobnie jak przypływ energii. Ale bezsenność? Czemu ktoś miałby to czuć? Skoro miłość jest czymś dobrym, to nawet lepiej powinno się spać, jak się jest zakochanym. Zazdrość też rozumiałem, ale jest ona niepokojąca, gdyż jak ostatnio doszedłem do tego, że sam ją odczuwam. Ale tylko przy Ryo. Bo tylko Ryo czuje coś do niego. A ja... lubię spędzać z nim czas. Lubię spędzać z nim czas. Lubię z nim dyskutować. Lubię go irytować. Lubię się do niego przytulać. Tak po prostu go... lubię. W końcu to mój ulubiony strażnik. Więc muszę go lubić. I nie lubię się dzielić z tym, co lubię, ale to chyba każdy tak ma.
No i jeszcze były te motylki w brzuchu, czego absolutnie nie rozumiałem. To nie miało absolutnie żadnego sensu.
- Motylki w brzuchu? – powtórzyłem, marszcząc brwi. Miałem nadzieję, że Haru wytłumaczy mi, o co tak konkretnie mu chodzi.
- Znaczy, nie tak dosłownie. Po prostu... jak jesteś przy tej osobie, albo myślisz o niej, to w brzuchu masz takie dziwne uczucie, jakby ci właśnie motyle latały. Albo coś innego. Jakby ci tam w brzuchu coś... Rany, nie wiem, jak ci to wytłumaczyć – westchnął ciężko, a ja znów zacząłem analizować jego słowa, by zdobyć jak najwięcej informacji dla siebie.
- A jesteś, że to była miłość, a nie problemy z jelitami? Bo dla mnie to brzmi jak to drugie – odezwałem się całkowicie poważnie, a Haru parsknął na to śmiechem, czego też nie zrozumiałem.
- Zakochasz się, to zobaczysz, co miałem na myśli – odpowiedział, jedząc obiad, który nam przygotowałem.
- Nie wiem, czy się do tego nadaję – przyznałem szczerze, i nie chcąc pozostać w tyle z jedzeniem także zacząłem jeść.
- Do czego? Do kochania? – dopytał, a ja kiwnąłem głową. – Każdy się nadaje. Przekonasz się o tym prędzej czy później, jak już się zakochasz, a uwierz mi, że prędzej czy później tak się stanie – zapewnił mnie, ale ja jakoś tak trochę w to wątpiłem. Uczono mnie, że emocje są złe, i że lepiej się nie przywiązywać. Znaczy, babka mnie tego uczyła. Rodzice... nie pamiętam, czego uczyli mnie rodzice. To było bardzo dawno.
- Nie mogę się doczekać – sarknąłem, bardziej skupiając się na jedzeniu.
- A ja nie mogę się doczekać, jak przyjdziesz do mnie i oznajmisz mi, że jesteś zakochany. Wtedy ci to przypomnę – wyszczerzył się do mnie głupkowato, a ja jedynie uniosłem brew w geście zażenowania.
- Jak tak kiedyś zrobię, to masz mnie walnąć w łeb i wybić te głupoty z głowy. Ten jeden raz ci wybaczę – powiedział, a Haru tylko zaśmiał się cicho.
Zjedliśmy, wypiliśmy, ja zabrałem się za zmywanie naczyń, a jak już to zrobiłem, przystąpiłem do zmieniania bandażu na jego dłoni. W przeciągu kilku dni powinienem dostać odpowiedzi na moje listy i być może uda mi się namierzyć kogoś, kto będzie w stanie uzdrowić jego dłoń. Pewnie będzie przy tym korzystał z magii, i trochę mnie to będzie kosztować, no ale to moja wina i poniosę wszelkie konsekwencje tego.
- Głupia była. Ta twoja Emi. By gotować tak jak ty, trzeba mieć talent, a każdy talent trzeba doceniać. Na mnie twoje gotowanie zrobiło wrażenie – powiedziałem nagle, kiedy zmieniałem opatrunek. Nie wiem, chyba chciałem, by był pewien, że ja jego talent doceniam. No i może też troszkę chciałem, by poczuł się lepiej. Nie wiem, czy mi się to udało, no ale powiedziałem to całkowicie szczerze.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz