Martwiłem się o Mikleo, i to bardzo, to chyba nie jest normalny ból. I ja nie mam pojęcia, jak mu mogę pomóc. Zmartwiony podszedłem do niego i uklęknąłem przed nim, kładąc dłonie na jego kolanach. Czemu ja po prostu nie mogę zabrać od niego tego bólu? Może jednak jakoś bym mógł...? Teraz jednak nie mam pojęcia, jak, ale musi być jakieś zaklęcie, które by to mogło sprawić... muszę się zagłębić na ten temat, bo jak go widzę tak cierpiącego, to mi serce krwawi. Jutro na pewno zostaję w domu, nie ma mowy, że Miki po takim dniu będzie sam w domu.
- Oddychaj, Miki, spokojnie – mówiłem łagodnie i cicho nie chcąc, by ewidentny ból głowy się u niego zaostrzył. – Przynieść ci wody do picia? Jakieś zioła ci zrobić? – dopytałem, kiedy chyba odrobinkę mu przeszło.
- To nic nie daje – przyznał, oddychając ciężko, a mnie zmartwiło to jeszcze bardziej.
- A kąpiel w lodowatej wodzie? Na razie mogę zaproponować tylko balię, ale jak dzieci położę spać, to zaprowadzę cię nad jezioro – zaproponowałem, nie mając pojęcia, jak mogę mu ulżyć w tym okropnym bólu.
- No nie wiem... – wyszeptał, lekko się wahając.
- Ale ja wiem. Wleję ci wodę do balii i cię zaprowadzę. I ani mi się waż sprzątać tego kubka, zabiorę się za to zaraz – zagroziłem, a następnie wstałem z kucek, ucałowałem go w czoło i zniknąłem w łazience. Dzieci chwilowo zajadały się babeczkami, więc miałem chwilę, by skupić się na mężu.
Najpierw napełniłem balię wodą tak lodowatą, że mnie trochę ręka bolała, kiedy sprawdzałem jej temperaturę, a następnie wróciłem do Mikleo, który na szczęście się mnie posłuchał i niczego nie sprzątał... chociaż, jak tak na niego patrzę, to nie zrobił tego nie dlatego, że się mnie posłuchał, tylko dlatego, że nie miał siły. Skąd ten ból głowy się wziął? To przeze mnie? Że za mało w domu siedzę? Za mało mu pomagam? Czy to coś jeszcze innego?
Wziąłem Mikleo na ręce, a następnie zaniosłem do balii, do której włożyłem go całego, łącznie z ubraniami. Nie chciałem go męczyć jeszcze bardziej, dlatego już go nie rozbierałem. Nim wyszedłem z łazienki, ucałowałem mojego męża w czoło żałując, że nie mogę spędzić z nim więcej czasu. Musiałem jeszcze zająć się dziećmi, i zwierzakami, no ale nim zszedłem na dół, trzeba było zająć się rozbitym kubkiem. Niestety, podczas zbierania kawałków skaleczyłem się w wewnętrzną część dłoni, ponieważ byłem za bardzo roztargniony. Mój Boże, powinienem się skupić, bo jeszcze przez to coś dzieciom zrobię...
Wyrzuciłem resztki kubka, przemyłem ranę i troszkę niestarannie ją zabandażowałem, no i już zajmowałem się dziećmi, najlepiej, jak potrafiłem. Pobawiłem się z nimi, nakarmiłem, a kiedy już widziałem, że nasze maleństwa były zmęczone, położyłem je spać. Haru zasnął bardzo szybko, ale Hana... jej zajęło to znacznie dłużej, ale w końcu i ona zasnęła, dlatego mogłem jeszcze nakarmić zwierzaki i w końcu zajrzeć do Mikleo, o którego strasznie się martwiłem.
- Miki? – odezwałem się cicho, wchodząc do łazienki, ale niczego nie usłyszałem. Troszkę się przeraziłem, myślałem, że coś się mu stało, ale dostrzegłem, że moja Owieczka oddycha, czyli musiało mu się przysnąć... nie chcąc go zostawać samego, wszedłem do środka i usiadłem na podłodze, przy balii. Poczekam, aż się przebudzi, by móc go zanieść do łóżka, i jeżeli Miki prześpi tu całą noc, to i ja tu przeczekam całą noc.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz