Czy ja zrobię za dużo naleśników? Nie mam pojęcia. Nie znam się na proporcjach, no ale przecież te naleśniki będziemy mogli wykorzystać później, na obiad czy na kolację. Albo po prostu sobie nawet złapać w przeciągu dnia. Cóż, o tym nie pomyślałem... teraz to nie mam wyjścia, muszę wykorzystać w pełni ciasto, które zrobiłem, no bo co innego się z nim zrobi? Nic. Chyba nic. Nie wiem, no ale do głowy nic mi nie przychodzi. Miki pewnie by wymyślił coś niesamowitego, no ale ja jestem sobą i jestem głupi i nic z tego nie wymyślę.
- Teraz już muszę zrobić resztę, więc nic z tym nie zrobię. Ale i tak nie będzie ich dużo, jeszcze tylko dwa – powiedziałem, odwracając w jego stronę na moment, by móc ucałować go w policzek. Słyszałem jego rozmowę z Haru i szczerze? Ten pomysł tak... niezbyt mi się podobał. Tak pół na pół bym powiedział. Mikleo miał odpoczywać, a kiedy będzie miał Haru pod opieką, no to sobie nie wypocznie. Ale też dzięki temu nie będzie taki samotny tutaj... no i teraz ja już sam nie wiem. Nie będę miał wyjścia, jak tylko się na to zgodzić.
- Posprzątać później? – zaproponował, a ja od razu pokręciłem głową. Miki wczoraj bardzo dużo zrobił, później też bardzo dużo zrobi, więc lepiej, aby teraz sobie trochę odpoczął. Jeszcze się napracuje w swoim życiu, dlatego lepiej, aby wykorzystywał ten czas na odpoczynek.
- Zawsze to ty robisz śniadanie, i ty sprzątasz, więc teraz się trochę zamienimy – zaproponowałem, skupiając się jak najbardziej na naleśniku, którego aktualnie smażyłem. Doskonale wiedziałem, że łatwo się rozpraszam, a nie chciałbym cokolwiek spalić, co było bardzo prawdopodobne z moim talentem do psucia wszystkiego.
- Na pewno? Przecież trochę ci pomóc mogę – nie odpuszczał, ale ja także nie odpuszczę.
- To możesz mi pomóc, dojadając te naleśniki, które zrobiłem dla mojej kochanej Owieczki – poprosiłem, podając mu talerz z naleśnikami.
Mikleo westchnął cicho, ale przyjął mój mały podarek i usiadł przy stole, a ja mogłem się zająć się sprzątaniem i być spokojny o dzieci, bo były one pod opieką najlepszej mamusi na świecie. Podczas zmywania naczyń zacząłem powoli sobie układać dzień, by wszyscy byli zadowoleni. Do Alishy i serafinów chyba najlepiej było się udać już po obiedzie. Trochę zajmę się dziećmi, pomogę Mikiemu w obiedzie, bo jednak żadne naleśniki się nie ostały, co mnie strasznie zaskoczyło. Nie wiedziałem tak do końca, czy były one dobre, ponieważ nic nie zdążyłem zjeść, tak szybko wszystko zeszło. Więc skoro tak szybko wszystko zniknęło, to chyba nie było takie złe, no nie? Chyba, że mi się trochę poszczęściło, bo ja jednak takim dobrym kucharzem to ja nie jestem.
- Dada, a kiedy idziemy do cioci? – spytała się Misaki, podchodząc do mnie i łapiąc moją nogę, zwracając tym samym moją uwagę. Dzieci bardzo ładnie mówiły, ale nadal nie rozumiałem, czemu mówią do mnie „dada”, a nie po prostu „tata”. Łatwiej chyba wypowiedzieć „t” niż „d”... no ale ja się w sumie na tym nie znam.
- Po obiedzie, słoneczko, bo wtedy będziemy mieć pewność, że ciocia będzie w domku. A potem jeszcze odwiedzimy ciocię Lailah. I ciocię Ednę, i wujka Zaveida – rozmawiałem z nią sobie, jednocześnie wycierając naczynia. Tylko... gdzie był Miki? Rozejrzałem się za nim po kuchni, ale nigdzie go nie widziałem. Może już wyszedł z Haru do ogródka, albo siedzi w salonie... jeszcze jemu będę musiał te nowiny powiedzieć, by był świadom, że trochę dzisiaj pochodzimy z Haną. A może już mu o tym mówiłem? Nie mam za bardzo pojęcia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz