Broniłem, bo to mój brat, co jak co ale bliźnięta łączy specjalna więź, mimo wszelakich zachowań przeze mnie nieakceptowanych kocham go i jestem w stanie obronić jego dobre imię, nawet jeśli na to nie zasługuje.
- Wiesz Sorey, jakby nie było to mój brat, a brata się nie wybiera tym bardziej bliźniaka, mimo że mi się wiele rzeczy nie podoba, kocham go i nie ziemi tego to, że jest głupi i bardzo na ciebie chętny - Wyjaśniłem, chcąc, aby wiedział, że mimo wszystko zawsze będę stał murem za moim bratem, no, chyba że za bardzo przegnie, wtedy będę musiał postawić sprawę jasno.
- Jesteś dla niego za dobry - Stwierdził, co wywołało z mojej strony tylko wzruszenie ramion, bo co też miałem mu powiedzieć? No właśnie nic..
Ruszyłem z moimi bliskimi do domu, chcąc już jak najszybciej zjawić się w domu gdzie miałem nadzieję mój brat niczego głupiego nie wymyślił, bo tego akurat się najbardziej obawiałem.
Rozmyślając tak nad zachowaniem mojego brata ni stąd, ni zowąd poczułem mocne szarpnięcie za włosy sprowadzające mnie na ziemię dosłownie i w przenośni.
- Mam cię, teraz już mi nie uciekniesz - Warunał mocno szarpiąc mnie za włosy, a to nie było przyjemne.
- Zostaw go - Sorey, który był przy nas, od razu uderzył mężczyznę w twarz, przewracając go tym samym na ziemię. - Czego od niego chcesz? Lepiej mów, bo zaraz możesz stracić wszystkie zęby - Warunał w jego stronę, gdy ja powoli podniosłem się z ziemi, zerkając na dzieci i męża.
- Soreya zostaw go - Chwyciłem jego dłoń, aby powstrzymać przed uderzeniem, ten mężczyzna źle się zachował, ale to nie powód, aby go bić, nie krzywdzimy ludzi, przecież to powinien dobrze wiedzieć..
- Zrobił ci krzywdę - Syknął zły, zaciskając dłoń w pięść.
- Dzieci na to patrzę, przestań, proszę - Sorey puścił mężczyzna, biorąc kilka wdechów, zerkając na dzieci, które były naprawdę przerażone, tym co się stało.
- Jak możesz go bronić? On skrzywdził moich bliskich, zasługuje na karę - Zdziwiony słuchałem, co mówi do mnie, a raczej do nas mężczyzna, twierdząc, że kogoś skrzywdziłem, przecież ja nie krzywdzę ludzi i nigdy nie skrzywdziłem..
- Miki? - Zapytał zdziwiony Sorey, unosząc jedną brew ku górze.
- Miki? Jaki Miki? To jest Makoto - Po tym imieniu widziałem już wszystko, mój brat coś głupiego wymyślił a ja znów za to oberwe, nawet jeśli ja nie mam nic z tym wspólnego.
- Makoto? Co ci, co wam zrobił mój brat? - Zapytałem mężczyznę, doskonale wiedząc, że mój brat potrafi zajść za skórę nie tylko mnie, ale i innym ludziom.
Mężczyzna mimo zaskoczenia wytłumaczył mi, co się stało, przepraszając, za to, co zrobił, myśląc, że to ja jestem moim bratem, no tak to już jest z bliźniakiem, on coś złego zrobi, a ty za to obrywasz.
Nie chciałem tego poruszać już więcej, chciałem tylko wrócić do domu, gdzie dzieci znów będę czuły, się lepiej, to wszystko nie powinno się wydarzyć, nie przy dzieciach, które to widziały.
Na szczęście dzieci czuły się dobrze, nie wracając już do tego tematu, z czego się cieszyłem, maluchy od razu pobiegły do pokoju, aby się bawić, a ja nie chcąc konfliktu z bratem, zaszyłem się w kuchni, gdzie mogłem zacząć gotować posiłek dla dzieci.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz