piątek, 5 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem za bardzo, czemu Miki nie chce, bym nie dokończył pracy. Przecież od samego początku wiadome było, że będę pracował miesiąc. I mu to jakoś nie przeszkadzało. Zresztą, nie rozumiałem, czemu życzył mi powodzenia w pracy, skoro do pracy idę dopiero w niedzielny wieczór. Dzisiaj mam wolne. No i jutro. Tak było od jakichś trzech tygodni i nigdy się nie zmieniło, czemu nagle miałby stwierdzić, że idę do pracy? Mówiłem mu coś dzisiaj o pracy? Znaczy, odpowiadałem mu na pytania związane z pracą, owszem, ale nie mówiłem mu hej, idę zaraz do pracy. Skąd mu się to w ogóle wzięło? 
– A ty się dobrze czujesz, kochanie? – spytałem, przyglądając mi się ze zmartwieniem. Położyłem mu nawet dłoń na czole, by sprawdzić, czy temperatura jego ciała jest poprawna, no i była. Był zimniutki jak lód. Nie było to zbyt przyjemne dla mnie, ale to akurat w tym momencie najmniej ważne było. 
– Tak, bardzo dobrze, a coś się stało? – odpowiedział pytaniem na moje pytanie. 
– No właśnie ja się ciebie pytam. Bo ja dzisiaj nie idę do pracy. Jest piątek, w piątki nie chodzę do pracy, nigdy nie chodziłem. Idę dopiero w niedzielę wieczorem – przypomniałem mu, przyglądając się mu ze zmartwieniem. 
– Tak? No tak... Zapomniałem o tym – przyznał, patrząc lekko nieobecnym wzrokiem gdzieś przed siebie. 
– Tak więc nie idę do pracy. Za to możemy wziąć miłą kąpiel, jeżeli gorąca woda nie będzie ci przeszkadzać. I sobie troszkę odbijemy te kilka dni – zaproponowałem, gładząc go po policzku. 
– Gorącą kąpiel brzmi cudownie – przyznał, zwracając na mnie uwagę. – Gdyby dzieci nie było, moglibyśmy się jeżdżę czegoś napić... – dodał, delikatnie się uśmiechając. Mój Miki naprawdę lubił wino. Anioły powinny lubić takie rzeczy? To było chyba takie trochę nieodpowiednie dla nas. No a przynajmniej tak mi się wydaje. Ale też ja taki całkiem głupi jestem, i może mi się źle wydawać, i nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie tak było. No ale skoro mamy dzieci pod opieką, nie powinniśmy pić. Na to przyjdzie czas, chociażby jutro. O ile mamy wino, a tego nie jestem pewien. Dla pewności kupię jutro wino. I jakiś prezent dla niego. Tylko nie wiem, jaki. Może kwiatki? Albo kwiatka. Bo nie chciałbym mu bukietu kupować, bo te kwiaty prędzej czy później umrą, a ja bym mu chciał podarować coś, co żyje długo. Więc może kwiatka, ale takiego w doniczce. Do domu, albo do posadzenia w ogrodzie, nie mam pojęcia, co mój mąż by wolał. Zobaczę, co będzie dostępne, i co mi się spodoba. Chociaż, teraz taka pora, że kwiaty raczej nie kwitną i będę miał problem z tym wyborem... no to nic, jakiegoś w ciemno wybiorę. Albo takiego najdroższego. Bo w końcu, im droższy tym lepszy, czy tam rzadszy, a chciałbym, by było to coś niezwykłego. 
– Wino może wypijemy jutro. A teraz poczekaj tu chwilkę, a ja wszystko przygotuję, co ty na to? – zaproponowałem, szczerząc się do niego szeroko. W tym momencie mogłem zaproponować mu tylko to. No i może masaż. Cała reszta atrakcji będzie miała miejsce dopiero jutro. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz