Przez chwilę zastanawiałem się, co takiego powiedzieć, by Haru przestał się dołować, bo jak na moje oko trochę przesadzał. W porównaniu do tych pierwszych dni, radził sobie naprawdę nieźle, a przecież wystawiony był na nie jeden stresujący czynnik, i dopiero teraz dzisiaj coś się stało. I to nie dlatego, że jest zdenerwowany, a z powodu pełni. I tak właściwie, nie wygląda aż tak źle. Na samym początku faktycznie się przestraszyłem, bo nie wiedziałem, co się dzieje i obawiałem się, że zaraz mi się tu w łóżku przemieni i je zniszczy, a to bardzo dobre łóżko, którego tak szybko nie kupię, bo wpierw trzeba będzie je zrobić. A takie łóżko też szybko nie powstaje.
- Panujesz nad stresem. I gniewem. Ostatni miesiąc dobitnie to wskazał – odparłem, starając się mimo wszystko go pocieszyć i przekonać do tego wyjścia, które na pewno dobrze mu zrobi.
- A co takiego robiłem przez ostatni miesiąc? – spytał, i pomimo tego, że nie widziałem jego twarzy, byłem pewien, że zmarszczył brwi.
- Opiekowałeś się mną, a to była podróż przez męki. Nie mów mi, że nie miałeś mnie dość, bo doskonale wiem, że miałeś. Doskonale wiem, że potrafię być męczący – wyjaśniłem, na co Haru parsknął śmiechem.
- Może momentami, ale nie było aż tak źle – wyznał, ale dalej się na mnie nie patrzył. A to mi się nie podobało.
Odłożyłem więc kubek na szafkę i wstałem z łóżka tylko po to, by usiąść okrakiem na jego nogach, zakładając ręce na jego kark. To od razu sprawiło, że Haru spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami, które już wydawały się być mniej wilcze niż jeszcze chwilę temu. Cokolwiek się tam z nim dzieje, już się uspokaja. To bardzo dobry znak. Pytanie tylko, czy powoduje to czas, czy może moja obecność i bliskość. W końcu, skoro moja nieobecność i potencjalna krzywda doprowadziła go do przemiany, to czemu moja bliskość nie miałaby działać na niego uspokajająco?
– W tym momencie twoje dłonie powinny znaleźć się na moich biodrach. Albo pośladkach – poinstruowałem go, kiedy z jego strony nie nadszedł żaden ruch.
– Mam pazury. Mogę cię skrzywdzić – odparł, strasznie się oczywiście tym przejmując. Nie przesadzał aby tak trochę przypadkiem? Teraz przecież był w pełni sobą. Wiedział, jak mnie złapać, by mnie nie skrzywdzić.
– Oczywiście, bo przecież nie panujesz nad sobą i zaraz mi je wbijesz w ciało – odezwałem się z niedowierzaniem. Zaraz też po tym chwyciłem jego dłoń, nie przejmując się jego pazurami, i położyłem na swoim policzku, po czym delikatnie ucałowałem jej wewnętrzną stronę. – Poza tym spójrz. Nie są już takie ostre i długie. Oczy też nie są już takie drapieżne. Zresztą, nie narzekałbym, jakby takie zostały. Całkiem ci w nich do twarzy – dodałem, uśmiechając się łagodnie. Ten ich taki drapieżny kształt był taki całkiem, całkiem. Ludziom by się mógł nie spodobać, ale ja na dłuższą metę bym nie narzekał, zwłaszcza teraz, kiedy już tak trochę złagodniał.
– Aż tak kłamać nie musisz – bąknął, chyba nie do końca wiedząc w moje słowa.
– Teraz to mnie obrażasz, insynuując mi takie rzeczy. Jak mówię, że coś mi się podoba, to tak jest. Myślałem, że już się tego nauczyłeś – odpowiedziałem, prychając cicho.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz