sobota, 8 czerwca 2024

Od Haru CD Daisuke

Byłem szczerze zaskoczony tym, że go skrzywdziłem, nie pamiętałem tego, zemsta i złość, którą czułem, zamgliła mój rozum, pozwalając mi na zbyt wiele, nie chciałem zrobić mu krzywdy, każdemu, ale nie jemu.
- Przepraszam, nie chciałem zrobić ci krzywdy, za bardzo dałem się ponieść - Było mi przykro, ale tylko dlatego, że zrobiłem krzywdę akurat jemu, on nic mi nie zrobił, a przynajmniej tego nie pamiętam.
- Nie mówmy już o tym, połóż się, mam nadzieję, że sen ci trochę pomoże, a ja w tym czasie trochę poczytam o twoim problemie - Zaproponował, z czym nie dyskutowałem, robiąc to, co mi powiedział, sen naprawdę mi się przyda, może po nim znów będę łagodniejszy.
Grzecznie kładąc się do łóżka, zamknąłem oczy, starając się zasnąć, co niestety w ogóle mi nie wychodziło, mój organizm nie chciał spać wręcz przeciwnie, chciał wciąż mordować, to powinni być okropnym uczuciem dla mnie, ale nie jest, w ogóle mi to nie przeszkadza, a wiem, że powinno, postaram się mimo wszystko wyciszyć to uczucie lub przynajmniej nie mówić o tym mojemu narzeczone, nie chce, aby się stresował lub nie daj Boże się bał, nie jestem groźny, a raczej nie byłem, bo teraz stałem się istotą, niereformowalną, a to może być problematyczne nie tylko dla Daisuke, ale i dla mnie nie wiadomo co znów mi do głowy przyjdzie.
Rozmyślając nad tym, jak bardzo jestem w stanie zagrozić ukochanemu, moje ciało i umysł w końcu pozwoliły mi udać się na krótką drzemkę.
Obudziłem się po godzinie, wcale nie czując różnicy, wciąż odczuwałem głód, ale nie był to ludzki głód, a to trochę niepokojące, mając nadzieję, że mi przejdzie, podniosłem się z łóżka, rozglądając za paniczem, którego znów nigdzie nie było, ciężko wzdychając, rozciągnąłem swoje ciało, podnosząc się w wygodnego materiału, dostrzegając w lustrze swoje odbicie, w którym mogłem dostrzec swoje wilcze oczy i zęby, a więc nic się nie zmieniło, no może poza pazurami ich akurat nie było, a to już jakiś, chociaż mały plus.
- Haru? Jak się czujesz? - Usłyszałem za sobą głos panicza, który najwidoczniej był w kuchni, a sądzić mogłem to po kubku gorącej herbaty, którą zauważyłem, gdy tylko się w jego stronę odwróciłem.
- Czuje się bardzo dobrze - Przyznałem, uśmiechając się szeroko, machając energicznie swoim ogonem, nad którym nie potrafiłem zapanować, gdy się cieszyłem, to on cieszył się ze mną, a to mogło trochę irytować.
- Jesteś pewien? Twój wygląd na to nie wskazuje - No tak nie wskazuje, to się zgadza, ale ja naprawdę czułem się dobrze, może byłem spragniony w ten bardziej zwierzęcy sposób, ale przecież to nic takiego, pracuje nad tym, aby wszystko trzymać w ryzach. Wiedząc, że jeden błąd może źle odbić się na moim ukochanym, którego naprawdę nie chciałbym skrzywdzić.
- Tego akurat nie potrafię się pozbyć, najwidoczniej teraz tak będę wyglądał - Wytłumaczyłem, wzruszając ramionami, nie przejmując się wyglądem, on minie, a ja nie muszę się nim zbytnio przejmować, a przynajmniej taką mam nadzieję.
- To sprawia komplikacje, ktoś może cię takiego zobaczyć, a to skończy się dla ciebie naprawdę źle - Widziałem, że się martwił, wiedziałem, dlaczego a mimo to nie chciałem, aby tak było, ja sobie z tym jakoś poradzę, nie mam wyjścia, tak szczerze na to patrząc.
- Nie martw się, jakoś sobie z tym poradzę - Obiecałem, chwytając jego dłoń, którą ucałowałem, starając się go uspokoić.

<Paniczu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz