czwartek, 6 czerwca 2024

Od Haru CD Daisuke

 Mimo wszystko obawiałem się krzywdy, którą mogłem mu zrobić, mimo że on sam przekonany był o swoim bezpieczeństwie, a to naprawdę nieodpowiedzialne z jego strony, już raz u pokazałem, że jestem maszyną do zabijania, a więc dlaczego aż tak mi ufa? Czy ja potrafiłbym tak zaufać? Tak zapewne tak, w końcu jestem naiwny i zawsze wierzę w dobro, wierząc w przemianę nawet tych najgorszych ludzi. Mimo to sobie nie ufam i on też nie powinien tego robić.
- To nie tak, że posądzam cię o kłamstwo, ja tylko nie pojmuję, co takiego widzisz w moich oczach, dodając mi bardziej przerażającego widoku - Wytłumaczyłe mu nie chcąc, aby się na mnie złościł lub czuł urazę, ja naprawdę się niepokoje, przy mnie jego życie jest zagrożone, a przynajmniej pod tą bardziej niebezpieczna postacią.
- Weź, już się uspokój i zamknij buzie, nie chce tego słuchać, zrób to, co zrobić powinieneś bez gadania, bo twoje gadanie do niczego nas nie doprowadzi. Chce, abyś przestał się bać dotyku, potrzebuję tego, potrzebuję cię - Wytłumaczył, zapewniając mnie w swoich przekonaniach, był pewien tego, co zrobię, ufał mi bardziej, niż ja ufałem sobie, a to sprawiało, że z każdą sekundą czułem się jeszcze lepiej, miałem wrażenie, że znów staje się sobą mimo pełni, która nie pozwalała mi zmrużyć oczu a przy mnie i mój narzeczony spać nie potrafił, tak bardzo chciałem być cicho, tak bardzo nie chciałem go obudzić, a jednak nie wyszło mi to, tak jakbym tego chciał, no nic w tej chwili już tego nie zmienię.
Kiwając posłusznie głową, położyłem delikatnie dłonie na jego biodrach, przytulając delikatnie do siebie, nie chcąc przypadkiem zrobić tego zbyt mocno, ostatnie czego jeszcze dziś był chciał to jego krzywdy, nie wybaczyłby sobie, jeśli znów bym go skrzywdził.
Wtulony w jego ciało całkowicie zapominając o swojej wilczej przypadłości, która stawała się coraz bardziej męcząca.
- Jutro wyjdź na dwór, spędź trochę czasu poza domem, na pewno ci to pomoże, odetchniesz, przejdziesz się, a gdy wrócisz do domu, będziesz czuł się naprawdę dużo lepiej - Zapewnił mnie, kolejny raz próbując mnie przekonać do opuszczenia rezydencji, dając mi jasno do zrozumienia, że nie odpuści sobie, nawet jeśli dobrze wie, że to nie przeraża, przy nim potrafię być sobą, ale nie wiem, czy potrafiłbym być sobą, gdybym sam wyszedł z rezydencji, ruszając do miasta na dłużej niż załatwienie spraw dotyczących mojego panicza lub naszego ślubu.
- Nie odpuścisz mi prawda? - Od razu dostrzegłem jego przeczące kiwnięci głową, nie dając mi tak naprawdę wyboru. - Dobrze, w takim razie wyjdę na dwór i opuszczę rezydencję mam tylko nadzieję, że nie zrobię niczego głupiego, nie chce mieć na sumieniu niewinnych ludzi - Wyjaśniłem, godząc się na jego pomysł, niech już mu będzie, odpuszczę sobie ciągłe stawianie się, on i tak nie odpuści, dlatego ja muszę odpuścić, sprawiając mu tym samym przyjemność, którą lubię mu sprawiać. Panie ile ja potrafię uczynić dla miłości, odrzucając wszelakie lęki i obawy.
- Ja w ciebie wierzę i wiem, że nikogo nie skrzywdzisz - Po jego słowach uśmiech pojawił się na moich ustach, ma racje, nigdy nikogo nie skrzywdziłem i nigdy tego nie zrobię, a przynajmniej nie świadomie.
- Masz rację, potrafię się hamować, a więc nic złego się nie wydarzy - Uwierzyłem mu, głaszcząc po plechach. - Nie chcesz się położyć? Twoje żebra mogę w tej chwili bardzo cierpieć - Zmieniłem temat, martwiąc się o niego i żebra, które wciąż nie są w stu procentach wyleczone.

<Paniczu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz