wtorek, 4 czerwca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze powiedziawszy, nie chciałem sam iść do sypialni, nie po to miałem męża, aby samemu leżeć w sypialnianym łóżku. Mam tylko nadzieję, że nie będzie za długi ich pilnować, przecież obiecali nam poprawę, trzeba im zaufać, a przynajmniej ja bym tak zrobił.
- Tylko proszę, nie każ mi zbyt długo na siebie czekać - Poprosiłem, całując szybko jego policzek, nim ruszyłem do sypialni, mając w duchu nadzieję, że mojemu mężowi nie odbije tylko dlatego, że nie będzie miał mnie na oku.
Znajdując się w sypialni, opadłem na łóżko, nasłuchując co dzieje się na dole. Sorey nie jest zbyt litościwy dla dzieci, ale to dobrze, ja nie potrafię być stanowczy i jeszcze nie pozwalałem mężowi ustawić dzieci, zdecydowanie wcześniej powinienem odpuścić, może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
Nie wiem, czy to zasługa dojrzewania, ale cieszę się, że wziął wszystko w swoje ręce.
Czekając na ukochanego, wpatrywałem się w okno, nabierając coraz to większą ochotę na wstanie z łóżka i podejście do niego, oby tylko nie było tam Ren'a w innym wypadku może być trudno uspokoić Soreya, który znów może być, a raczej będzie zazdrosny o naszego sąsiada, jak tylko zobaczy, że mu macham lub się do niego uśmiecham w odpowiedzi na jego uprzejmość.
Co prawda nie ma tu mojego męża, ale coś czuję, że gdybym tylko zwrócił uwagę na Rena, pojawiłby się magicznie w sypialni, złoszcząc się na mnie za Bóg wie co.
Tak jak podejrzewałem, nasz sąsiad mimo wszystko znajdował się na dworze, na moje szczęście nie spojrzał w nasze okna, a ja nie patrzyłem na niego tylko na rośliny rosnące w naszym ogrodzie.
- Już jestem - Usłyszałem, czując dłonie męża, oplatające się wokół mojej talii.
- Cieszę się - Przyznałem, odwracając w jego stronę, szczerze się do niego uśmiechając.
Sorey uśmiechnął się do mnie, całując moje usta, zerkając za okno, marszcząc swoje brwi.
- Gapi się na ciebie - Syknął, a jego zachowanie diametralnie się zmienił, no nie, że też akurat musiał spojrzeć w stronę naszego oka.
- Hej, nie przejmuj się tym, przecież wiesz, że jestem tylko twój - Wyszeptałem mu do ucha, podgryzając jeden z płatków jego ucha.
- I nie zapomnij o tym - Rozkazał, zaciągając mnie do łóżka, abym przypadkiem nie spojrzał w stronę sąsiada. - Tak lepiej, patrzeć na ciebie mogę tylko ja i nikt inny - Stwierdził, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Uśmiech od razu pojawił się na moich ustach, nie chciałbym, aby nikt inny patrzył na mnie oprócz niego, w taki sposób.
- I tak jest, a powiedz, mi proszę, oczywiście zmieniając temat co z dziećmi? - Zapytałem, chcą wiedzieć, jak mają się nasze dzieci, mając nadzieję, że Sorey nie był dla nich zbyt surowy.
- A co by miało być, posprzątały po sobie, ubrania wyprały i zamknęły się w swoim pokoju, są zmęczeni, a więc nie powinni wpaść na żaden genialny pomysł, dzięki czemu będziemy mieli czas dla siebie - Stwierdził, zadziornie się do mnie uśmiechając.
- Tak? I co chciałbyś teraz robić? - Zapytałem, wkładając dłonie pod jego koszulkę, drażniące jego gorące ciało.

<Pasterzyku? C;> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz