sobota, 1 czerwca 2024

Od Soreya CD Mikleo

Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, kiedy Mikleo odsunął ode mnie swoją głowę. Nie powinien tego robić. Jeżeli chcę go dotykać, będę to robił, czy jemu się to podoba, czy nie. I tak jestem dla niego bardzo delikatny. Jedyne, co chcę, to głaskać jego miękkie włoski. Czy ja naprawdę tak wiele od niego wymagam? Chcę tylko posłuszeństwa. I tego, by nie miał kontaktu z tym okropnym sąsiadem. Dwie rzeczy, a on nie potrafi ich wykonać. Nie byłem ostatnio trochę dla niego za miękki? Wydaje mi się, że tak, ale ciężko było mi to stwierdzić, trochę mam takie zaniki pamięci, jak staram się pomyśleć o dniu wczorajszym, ale wydaje mi się, że musiałem trochę być zdecydowanie za łagodny. Gdybym był stanowczy, i nieugięty, teraz miałbym cudownie posłusznego pieska. Muszę się poprawić. Bardzo nie lubię nieposłuszeństwa u Mikleo, bo wtedy muszę stosować wobec niego siłę, a za tym, wbrew pozorom, nie przepadam. Siłę mogę mu pokazywać w łóżku, ale sam mnie zmusza do takich rzeczy. To jego wina. 
Szarpnąłem go mocniej za smycz sprawiając, że upadł na podłogę, ale i też znalazł się bliżej mnie. I teraz mogłem go delikatnie pogładzić po tych mięciutkich włoskach. I strasznie potarganych. Trzeba je będzie rozczesywać. I uczesać. Może taki warkocz? W warkoczu powinno mu być wygodnie spać, nawet na podłodze, bo znów go do łóżka nie wpuszczę. Nie zasłużył sobie. Nie był grzeczny. To i tak dużo, że pozwalam mu spać na dywanie, bo powinien na zimnych, twardych deskach. 
– Zostań – poleciłem, odrzucając smycz i wstając z łóżka, chociaż w każdej chwili byłem gotowy do tego, by ją chwycić, jakby coś próbował zrobić. Tak się jednak nie stało. Mikleo jedynie podniósł się do klęczek, grzecznie trwając w jednym miejscu. I bardzo dobrze. Tak właśnie ma być. Zabrałem z szafki grzebień, gumkę i wróciłem do niego, zasiadając na łóżku. – Odwróć się do mnie plecami – rozkazałem, co znów uczynił bez większego trudu, z kamienną miną. Szkoda, że się nie uśmiecha. Bardzo lubiłem jego uśmiech. Do tego jednak nie jestem w stanie go zmusić. 
Tak więc zabrałem się za rozczesywanie jego włosów, robiąc to powoli, delikatnie, nie chcąc, by jakiś przypadkiem wyrwać. A kiedy już je rozczesałem, powolutku zacząłem je pleść, dzięki czemu powoli spod moich palców zaczął się pojawiać grubiutki warkocz. Niby taka prosta rzecz, a mnie bardzo ucieszyła. Jeszcze bardziej bym się cieszył, gdyby był posłuszny. 
– Wydaje mi się, że to pora do spania. Jest już późno - odezwałem się, czując się odrobinkę zmęczony. – Połóż się na dywanie. I masz na mnie czekać – dodałem, zawiązując smycz do nogi łóżka. Musiałem w końcu jeszcze zająć się zwierzakami. I wypuścić Psotkę. A potem ją znowu wpuścić. Nie może zostać za długo na dworze, jest za zimno na takie rzeczy. Łatwiej byłoby, gdyby było lato. Wtedy by sobie mogła po dworku biegać, i niczym nie przejmować, a ja mógłbym wrócić szybko na górę. A tak muszę się trochę poczekać, nim wrócę na górę. Na szczęście mój mąż jest unieruchomiony, więc nic takiego nie zrobi. A jak tylko spróbuje, to na pewno znajdę trochę siły, by go ukarać. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz