wtorek, 4 czerwca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Z zadowoleniem położyłem dłonie na jego biodrach, przyciągnąłem go do siebie i pogłębiłem nasz pocałunek. Tak mi mógł mówić. To było bardzo przyjemne. Tylko, czemu mi wcześniej nie mówił takich rzeczy? Ja to przecież zawsze byłem stanowczy wobec dzieci. A przynajmniej tak stanowczy, na ile pozwalał mi na to Miki. A że nie za bardzo mi pozwalał, częściej każąc mi odpuszczać i samemu stając po stronie dzieci. Teraz jednak uznałem, że się skończyło dobre, i już nie pozwolę wejść sobie na głowę ani Mikleo, ani dzieciom. 
Chcąc nie chcąc, musieliśmy się od siebie odsunąć. Dzieci w domu, także skończyły się te wszystkie miłe kąpiele, kolacje, seks w każdym miejscu, jakie tylko chcemy... Było naprawdę miło. I trwałoby to jeszcze jakieś kilka dni, gdyby nie zdecydowały się uciec. Dziadek w ogóle wie? Może się martwić, tak właściwie. Chyba powinniśmy go poinformować? Chociaż, czy on może się martwić? Wydaje mi się, że każdy normalny anioł, czy człowiek, czy jakieś inne humanoidalne stworzenie martwiłoby się, gdyby nagle dwójka dzieciaków będących pod jego opieką nagle zniknęło. No ale też dziadek był trochę inny. Trochę bardzo inny. I to jeszcze w taki nie do końca pozytywny sposób. Niemniej uważam jednak, że powinniśmy go poinformować. Jakoś. Jeszcze tak nie do końca wiem, jak, ale Miki na pewno wie, on wie zna na wielu rzeczach. 
– Powinniśmy poinformować dziadka, że dzieci się odnalazły – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jego policzku. 
– Nie trzeba. Wydaje mi się, że on już to wie. Dziadek zawsze wszystko wie. I nie pytaj się mnie, jak to działa, bo ja nie wiem. Podejrzewam, że ma to jakiś związek z powietrzem, to jego żywioł – wyjaśnił, na co pokiwałem powoli głową. No dobrze, moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, i nawet dobrze, że tak wyszło, bo nie byłem jakoś specjalnie chętny do kontaktu z nim. Nie będę ukrywał, on mnie nie lubi, ja jego nie lubię, tego ukrywać nie będę. Ale jednak wdzięczny jestem, że ich ogarnął, chociaż nie mam pojęcia, jak to uczynił. I nie wiem, czy chcę wiedzieć. Najważniejsze, że już nie będziemy mieć z nimi problemów. Chyba nie będziemy. To się okaże. Jak na razie będę im się uważnie przyglądał. 
– To dobrze. Bo nie wiedziałbym, jak mam się z nim skontaktować. Idź na górę i odpocznij, ja tu przypilnuję, by dzieciaki niczego nie narobiły – dodałem, gładząc go po poliku z delikatnym uśmiechem na ustach. 
– Uważasz, że coś mogą kombinować? – spytał cichutko, zerkając na schody. 
– Uważam, że tak. Przebiegłe są. Mają to po tobie – dodałem, zerkając na niego znacząco. 
– Ależ nie wiem, o co ci chodzi – odezwał się, uśmiechając się do mnie niewinnie. 
– Ależ oczywiście. No już, uciekaj i wypoczywaj – dodałem, niechętnie wypuszczając go ze swoich objęć. 
Bardzo chciałem udać się za Mikleo, do naszej sypialni, i położyć się pod tym kołdrą, wtulić się w jego ciało i przeprosić za wszystko, co mu wczoraj uczyniłem, ale zamiast tego udałem się na korytarz, by kontrolować dzieci. Musiałem upewnić się, że ich przeprosiny i obietnice nie są puste, bo, jak to z nastolatkami, różnie może być. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz