Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak z tym chłopakiem, czułem to w kościach, kiedy tylko go pierwszy raz zobaczyłem, i co? I oczywiście, że miałem rację. I jeszcze Miki starał się mnie przekonać, że przecież nie jest taki zły, bo ją przyprowadził, jak była kompletnie pijana. Teraz sam nie jestem do końca przekonany, czy wtedy czegoś jej nie zrobił. Może ją zachęcał do picia, by ją później do seksu łatwiej przekonać. Sama ta myśl sprawiała, że się we mnie zagotowało.
Do domu wróciłem po niecałych dwóch godzinach, kiedy już znalazłem tego chłoptasia. Oczywiście znalazłem go w barze, spędzając czas z zapewne nową dziewczyną. Byłem teraz bardziej niż pewien, że to on wtedy upił moją księżniczkę. Pewnie ją nawet do tego picia namówił. Do tej pory znamy tylko jego wersję, Hana nam nie opowiadała o tej sytuacji. Myśl, że to on ją mógł przekonać do picia, rozwścieczyła mnie jeszcze bardziej. Na dziewczynie się za bardzo nie skupiałem, moja uwaga od razu skupiła się na tym gówniarzu. Musiałem w końcu zrobić coś, co należało do obowiązków ojca i przywaliłem mu, najmocniej jak tylko mogłem, a siły trochę miałem. Przyłożyłem mu tak mocno, że moje kostki były nieco obdarte, a także ubrudzone krwią. Cóż, przynajmniej dwa razy pomyśli, jeżeli postanowi jeszcze raz skrzywdzić moją córkę i obrazić mojego męża, albo kogokolwiek innego w sumie.
- Sorey, w końcu... coś ty zrobił? – spytał Mikleo, kiedy tylko wszedłem do kuchni.
- To, co zrobić powinienem już podczas pierwszego spotkania z tym gnojkiem – odpowiedziałem, spokojnie myjąc ręce. Kiedy wychodziłem z domu, byłem wściekły, no ale jak już mu przyłożyłem, złamałem mu ten nos, to tak trochę ochłonąłem.
- Czyli? – dopytał, a w jego głosie usłyszałem obawę.
- Czyli rozwaliłem mu nos. I powiedziałem, że jak się do niej zbliży, albo obrazi cię raz jeszcze, to mu poprawię – odparłem, wycierając dłonie.
- A to on mnie obraził? – spytał, co mnie zaskoczyło. Przecież był ze mną, kiedy Hana nam opowiadała, co się stało.
- Nazwał cię toksycznym. Mnie też, ale to tam pal licho. Nie mogę pozwoli, by ktoś krzywdził moich najbliższych – odpowiedziałem, nie uważając, bym zrobił coś złego. I tak byłem za delikatny. Zasługiwał na coś o wiele gorszego.
- Nie powinieneś tak postąpić. Jego rodzice nie będą zadowoleni i mogą ci robić problem. Pomyśl, jak ty byś się czuł, gdyby ktoś tak Haru pobił – Mikleo oczywiście jak zwykle wolał unikać konfliktów. Dobrze, że ja taki nie jestem.
- Haru z takiego powodu nikt by nie pobił, bo nigdy nie potraktowałby w ten sposób swojej drugiej połówki. Wychowywałem go w końcu – mruknąłem, tego jednego akurat będąc pewien. Nigdy żadne z naszych dzieci nie potraktowałoby drugiej osoby jak jakiejś zabawki, która kiedy się znudzi, albo nie działa, to ją wyrzuca. – Jak się w ogóle młoda czuje? – dopytałem, zmartwiony o jej stan. Kiedy wychodziłem z domu, płakała w ramionach Mikleo, ale teraz nigdzie jej nie widziałem, więc pewnie musiała być w pokoju. Tak się może zastanawiam, że może lepiej będzie, jak jutro zostanie w domu, i nie będzie szła do szkoły. Chyba ten jeden raz powinienem jej odpuścić...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz