Bardzo chciałem, by już te urzędowe sprawy były za mną, i bym mógł planować nasz miesiąc miodowy, który oczywiście spędzimy nad morzem. Z wielką chęcią znów spędziłbym tam czas, pomoczył stopy w wodzie, przejść się boso po piaszczystej plaży, zjeść smakowitą kolację przy zachodzie słońca i oczywiście towarzystwie osoby, którą kocham nad życie. Czy jest coś piękniejszego? Nie ma chyba lepszego połączenia od szumu morza, dobrego wina i naszej dwójki. Na szczęście nasz domek, w którym chcę nas ulokować, jest w miejscu odosobnionym, tak więc będziemy mieć spokój od jakichkolwiek wścibskich spojrzeń. Będzie to niewielka chatka, większa o jeden pokój od starego domku Haru, tak więc służby i kucharza tam nie uświadczymy. Zresztą, kucharza mam, i jest to Haru, a na tak mały domek służba raczej nie jest potrzebna. Może tylko zatrudniłbym jakąś panią sprzątającą, by co kilka dni ogarnęła cały domek. A tak, będziemy mieć tylko siebie. I plażę bardzo blisko. Muszę się skupić na bardziej przyziemnych sprawach, bo to one są najważniejsze.
- Brakuje ci czegoś – odezwałem się, kiedy tylko zmierzyłem go wzrokiem. Wyglądał bardzo dobrze, dostojnie, ale bez żadnej przesady, z ładnie zaczesanymi włosami. Coraz częściej widziałem, że robił coś z włosami, a nie je tylko przeczesał. Albo i nie. Bardzo mila odmiana, a i on wyglądał znacznie lepiej, niż w takich poczochranym. Poczochrane włosy wyglądają ładnie tylko w jednej sytuacji, w łóżku, i najlepiej po seksie.
- Tak? – spytał z niedowierzaniem, patrząc na siebie w lustrze, oglądając się z każdej ze stron, jakby chcąc dostrzec w sobie ten defekt, o którym mu powiedziałem. A to akurat było ciekawe, wcześniej jakoś za bardzo nie zwracał uwagi na swój wygląd, ale dla mnie chyba to powoli zmienia. Bardzo miło z jego strony.
- Tego – dodałem, podchodząc do niego, by do koszuli przypiąć złotą, błyszczącą broszkę. – Drobny detal, a jak wiele zmienia – dodałem, odsuwając się od niego i uśmiechając się delikatnie. – Możemy iść, panie Kambe – dodałem, chwytając jego dłoń.
Wpierw oczywiście musieliśmy załatwić sprawy urzędowe, związane z naszym ślubem. Trochę posiedzieliśmy w ratuszu, musząc popodpisywać trochę papierów, powyjaśniać jakieś sprawy, zapłacić za pewne kwestie, ale w końcu, po trzech godzinach Haru oficjalnie należał do mojej rodziny, cały mój majątek należał do nas, a także stał się współwłaścicielem większości moich posiadłości. Jego przyszłość była bezpieczna, gdyby coś mi się złego stało, więc teraz mogłem być spokojny. Nigdy nic nie wiadomo, a ja lubię być przygotowanym na wszystko.
- Jeszcze musimy się rozejrzeć po rynku – odezwałem się, kiedy wyszliśmy z budynku ratusza.
- A po co? Położyłbym się już – wymamrotał, nie do końca zadowolony.
- No jak to po co? Po ubrania nad morze, oczywiście. Powinniśmy sobie wziąć coś takiego lekkiego, i przewiewnego, zwłaszcza ty, ja jeszcze coś powinienem mieć na miejscu, ale może coś mi w oko wpadnie – wyjaśniłem, żwawo kierując się w stronę rynku, nie puszczając przy tym dłoni Haru.
- Nad morze? – dopytał, co mnie zaskoczyło.
- Nad morze. Tam spędzimy nasz miesiąc miodowy. Nie mówiłem ci? Wydawało mi się, że ci mówiłem – odparłem, nieco zmniejszając dystans pomiędzy nami, bo jakoś tak zacząłem mieć wrażenie, że coś za wiele spojrzeń spoczywa na Haru. Ja wiem, że wygląda cudownie, ale było ich trochę za dużo.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz