środa, 3 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

Trochę mi się nie podobało to, że Mikleo będzie dźwigał taki ciężar. Psotka nie była taka malutka jak rok temu, kiedy kazałem dzieciom udać się do Azylu, wtedy była szczeniakiem, który dopiero co zaczął w końcu normalnie ważyć, a teraz była kilka razy większa. Coś mi się wydaje, że do dorosłego psa jeszcze trochę jej brakuje, ale i tak swoje ważyła. Ja ją powinienem nieść. Gdyby nie to, że może mi się wiercić na rękach i przypadkiem spaść, to ja bym się zabrał za jej niesienie. Mogłaby mnie nawet pogryźć, nic by mi tym samym nie zrobiła, ale obawiam się, że trzymanie jej na rękach skończyłoby się dla niej źle. Czemu ten pies musi być tak głupi? Nie chcę jej skrzywdzić, prawdopodobnie jej też uratowałem życie i teraz chcę zrobić to samo, a ta szczerzy na mnie kły. Głupia suka. I po co ja ją wtedy ratowałem? Powinienem ją zostawić w tamtej uliczce, by zdechła z głodu, teraz jest dla nas tylko i wyłącznie ciężarem. 
Po tych myślach od razu potrząsnąłem głową. Jak ja w ogóle mogę tak myśleć? Okrutny jestem. Wcale jej się nie dziwię, że tak na mnie reaguje, wyczuwa we mnie to, co najgorsze, i ostrzega przede mną Mikleo, który uparcie przy mnie trwa. Coraz bardziej tkwię w przekonaniu, że nie powinno mnie tutaj być. Ktoś taki jak ja, paskudny, parszywy i okrutny, nie powinien być przy Mikleo, który jest cudem tego świata, dosłownie i w przenośni. 
 - Sorey? – usłyszałem zaniepokojony głos Mikleo. Ale on musi teraz dziwnie się na mnie patrzeć, bo zachowuję się nienormalnie. I on dalej uważa, że to dobrze, bym tu był przy nim. Może dziadek przemówi mu do rozsądku, bo jak nie on, to nie mam pojęcia, co z nim zrobić. 
- Ja niczego nie potrzebuję. Skoro ty bierzesz Psotkę, wezmę resztę tobołów – odpowiedziałem, mijając go i schodząc na dół. Po tym, co sobie pomyślałem, nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Coraz bardziej wychodzi ze mnie demon, nie dostrzega tego? 
Zająłem miejsce na kanapie, czekając cierpliwie, jak stanie się ciemno. Czemu Mikleo dalej nie potrafi dostrzec, jak destrukcyjny wpływ ma moje życie? Wszyscy, łącznie z dziećmi, będziemy musieli opuścić miejsce, które przez wiele lat było dla nas domem. Haru i Hana będą musieli porzucić swoje całe życie, szkołę i znajomych tylko dlatego, że dalej żyję. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby już z tego powodu się ode mnie odwrócili. Nie dość, że jestem demonem, upadłym aniołem, istotą, która niesie śmierć i zniszczenie wszystkim, to jeszcze zniszczyłem ich życie. Nie wiem, czy Azyl to dobry kierunek, przynajmniej dla mnie. Czy w ogóle istnieje dla mnie jakiś dobry kierunek. 
Mikleo nie pozostawił mnie na długo samego, a skoro on do mnie przyszedł, to ruszyła także za nim Psotka, która, jak zauważyłem, nie lubiła go opuszczać. Pewnie go pilnuję, bym go nie skrzywdził. Mądra psina. Powinien się jej posłuchać. 
- Kocham cię – powiedział Mikleo już któryś raz tego dnia. 
- Ja ciebie też. Najbardziej na świecie. I dlatego obawiam się tego, jak mocno mogę cię skrzywdzić – wyszeptałem, odgarniając włosy z jego twarzy i łącząc nasze usta w pocałunku, który zaraz musiałem przerwać z powodu Psotki, która zaczęła warczeć ostrzegawczo, kiedy tylko zminimalizowałem dystans pomiędzy mną a Mikleo. Bardziej jasnych znaków mojemu mężowi to już chyba dawać nie może.

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz