Absolutnie się mu nie dziwiłem, także chciałbym już być na miejscu. Tyle dni w siodle to nie była najwygodniejsza sprawa, nawet dla mnie, osoby, która to jest do tego przyzwyczajona, a co dopiero Haru. Przynajmniej jak już będziemy już na miejscu, to sobie porządnie odpoczniemy. Jedyne, o co będziemy musieli dbać, to o zakupy i jedzenie. I o siebie samych, oczywiście.
– Ja też. Chciałbym już wziąć ciepłą kąpiel. Mam wrażenie, że zaczynam śmierdzieć – mruknąłem niezadowolony. Owszem, kąpaliśmy się praktycznie codziennie, ale to nie była taka porządna kąpiel, tylko szybkie obmycie się. To dużo, owszem, ale dla mnie za mało.
– Z czystym sercem mogę ci przysiąść, że tak nie jest. Pachniesz cudownie – uspokoił mnie, a przynajmniej próbował, ale na mnie to nie działało.
– Jeżeli podoba ci się zapach konia, to faktycznie mogę pachnieć cudownie – mruknąłem, poprawiając się w siodle. Dzięki tym kąpielom szybkim nie było źle, ale najlepiej także nie było, przynajmniej takie miałem wrażenie. – Przyspieszymy? Jeżeli dobrze pójdzie, na wieczór znajdziemy się w gospodzie. I tam się wykąpiemy.
Haru nie był jakoś specjalnie zadowolony z powodu przyspieszenia, ale nie miał za bardzo innego wyjścia. Ostatnio strasznie jesteśmy opóźnieni, chciałbym więc to opóźnienie nadrobić. Zresztą, sam mi powiedział, że chciałby już być na miejscu, także nie powinien być tak marudzić.
Tym razem wszystko poszło zgodnie z moimi oczekiwaniami, i już wieczorem znaleźliśmy się w zalążku cywilizacji, czyli tawernie. Nie była ona jakoś super cudowna, ale lepsze to, niż nic. Wystarczy mi tylko czyste łóżko i możliwość umycia się w ciepłej wodzie z pachnącymi dodatkami. Mój panie. Ale można uznać, że jesteśmy już w połowie drogi, pomimo tych wszystkich kłopotów udało nam się trzymać mojego planu podróży. To bardzo dobrze. Może gdybyśmy utrzymali takie tempo, jak teraz, to byśmy szybciej znaleźli się nad morzem? Tylko, czy Haru da radę. Dzisiaj mi marudził, że wcześnie wstał, że nie odpoczął po obiedzie, że go tyłek boli, że przerwy chce... a niestety, tak by to wyglądał nasz każdy dzień. Ja bym jakoś radę dał, ale czy on?
- Dałbyś radę utrzymać takie tempo przez jeszcze dwa dni? – spytałem, prowadząc konia do małej stajni znajdującej się przy tawernie. Sądząc po tym, jak wyglądały inne wierzchowce, to w środku znajdowali się ludzie albo okrutni, albo głupi. Zwierzęta były mocno zaniedbane, spragnione i wcale bym się nie zdziwił, jakby jeszcze były głodne. Wszystkie cztery stały obok siebie, były w stanie podobnym, więc domyślałem się, że banda czterech idiotów znajduje się w środku. Jak miło. Oby tylko Haru nie dał się sprowokować, nie możemy zwracać na siebie uwagi.
- Może być ciężko. Ale mogę spróbować – wyznał, patrząc ze smutkiem na pokrzywdzone zwierzęta. Mi też było ich żal, ale niewiele możemy zrobić, poza spełnieniem ich podstawowych potrzeb w tym momencie.
- Pogadamy o tym później. Widziałem przed stajnią studnię, przyniesiesz im trochę wody? – dopytałem, wskazując głową na zwierzęta.
- Pewnie, zaraz wrócę – powiedział, schodząc z klaczy, po czym podszedł do ściany, po wiadro. Ja w tym czasie rozsiodłałem nasze wierzchowce, które to były lekko niespokojne. Teraz tylko pytanie, czy było to z powodu mojego niepokoju, czy może one także wyczuwają w powietrzu kłopoty.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz