Na jego słowa pokiwałem głową. Pan gospodarz trochę był zdziwiony na wieść, że każę zajmować się końmi, które nie należą do nas, ale na widok pękatego mieszka jakoś wszelkie pytania zniknęły. Musiałem także poinstruować go, jak należy zajmować się wycieńczonymi końmi, by nie zrobić im krzywdy, i zaznaczyłem, że nie mogą znaleźć się w stanie gorszym, niż już znajdują się teraz. Udało mi się także znaleźć kuriera, który to będzie w stanie dostarczyć, lepiej być po prostu nie mogło.
- Jeszcze tylko się zastanawiam, czy nie wstać jutro trochę wcześniej i nie oporządzić ich tak porządnie, i zobaczyć też, czy nie mają żadnych ran – dodałem, opierając głowę o jego ramię. Trochę też niepokoił mnie fakt z tymi dzikimi psami. Miałem nadzieję, że nie będą nas niepokoić podczas drogi.
- Wstanę i ci pomogę – zaproponował, gładząc mnie po biodrze.
- Dam sobie radę, skarbie. A ty się skup na tym, by wstać o standardowej porze – poprosiłem, po czym go pocałowałem w policzek.
- Ale jak mi się uda wcześniej wstać, to ci pomogę – obiecał, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Nasza kolacja idzie – dodał, co już mnie nie zaskakiwało.
Nauczyłem się, że Haru już ma ten swój dziki słuch i słyszy znacznie więcej. To akurat mnie strasznie interesowało, musiało być to niesamowite uczucie, kiedy słyszy się więcej; przemykające w lesie zwierzęta, wchodzącą po schodach kelnerkę z naszą kolacją, szum wiatru w koronach drzew... ciekawe, czy jest jeszcze w stanie słyszeć bicie mojego serca, chociażby stąd. Nie wiem, jak on, ale ja bardzo lubię zasypiać do rytmu bicia jego serca, ale muszę kłaść głowę na jego klatce piersiowej, by to w ogóle słyszeć.
Kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi, Haru wstał i odebrał naszą kolację, którą przyniósł zaraz do łóżka. Dostaliśmy taki mały stoliczek, który mógł bez problemu postawi na materacu, więc jedynie, na co musieliśmy uważać, to na to, by nie nabrudzić na materac. To nawet dobrze. Lubiłem jeść posiłki w łóżku, i jeszcze wino do posiłku... brakuje mi do tego tylko wygodnego materaca. Ten nie był taki najgorszy, no ale najlepszy też nie był. Wolałem jednak to niż spanie w terenie.
- Kolacja podana – odezwał się, całując mnie w policzek. Wydawał się być zadowolony, spokojny, i chyba tamtych kolesi już wyrzucił z pamięci. Zatem, i ja także muszę o nic zapomnieć, skupiając się na tym, by odetchnąć i odpocząć. Po to zahaczyliśmy o tą gospodę, by odetchnąć i zaznać wygód, których w podróży normalnie nie mamy. Muszę więc to miejsce wykorzystać. To w końcu nie byli ludzie, których należało żałować.
Zjedliśmy zatem kolację, starając się poruszać raczej proste tematy, starając się trochę odstresować, co przy winie było bardzo proste, przynajmniej dla mnie. Haru wybrał naprawdę doskonałe wino, bo to pochodzące z mojej winnicy. Nie wiem, czy zdawał sobie z tego sprawę, czy nie, ale wybór idealny. Jedna lampka, druga, trzecia, i nim się zorientowałem, butelka była opróżniona, a ja byłem tak może leciutko wstawiony, i w takim figlarnym stanie, na chwilę całkowicie zapominając o wszystkich negatywnych rzeczach z dzisiejszego wieczora.
- Lubię te twoje rumiane policzki – odezwał się Haru, kiedy to odniósł puste naczynia na stolik, dzięki czemu łóżko było całe dla nas.
- Och? I co takiego jeszcze we mnie lubisz? – spytałem, siadając okrakiem na jego kolanach, bardzo w tej chwili mając ochotę na komplementy, ale i nie tylko na nie. Nie pogardziłbym też jego gorącymi dłońmi na moim chłodnym ciele, i także ustami na mojej skórze. W tej chwili niczego nie potrzebowałem tak bardzo, jak jego stuprocentowej atencji.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz