piątek, 12 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Czy byłem gotów na spotkanie z synem? Sam nie wiem, nie myślałem o tym. Miałem co prawda na to całą noc, no ale jakoś tak się nie za bardzo na tym skupiałem. Miałem inne rzeczy do roboty, otóż musiałem nakarmić Psotkę, która nie zjadła tego, co jej dałem, chyba mi nie ufając, i trochę posprzątałem dom, a po tym musiałem przecież pilnować Mikleo, który wyglądał tak spokojnie, tak pięknie... no, nie mogłem się napatrzeć na niego. Więc po prostu go pilnowałem, aż nie nadeszła pora pobudki. Nie mogłem uwierzyć, że mam takie szczęście. Normalnie każdy anioł by starał się mnie zneutralizować, że tak to ładnie ujmę, ale nie Miki. I nie dziadek. Pewnie to dlatego, że Miki go o to poprosił, albo coś takiego. W końcu, był tu, kiedy ja upadłem, mógł z dziadkiem pogadać. 
- Chyba tak. Tak mi się wydaje – powiedziałem trochę niepewnie. – Jak wyglądam? – dopytałem, nie ufając swoim oczom. Już się przyzwyczaiłem, że będę widział już zawsze swoje prawdziwe wcielenie. 
- Cudownie jak zawsze, możesz sam się w lustrze przejrzeć – odpowiedział, poprawiając moje włosy. 
- No właśnie nie mogę. Widzę siebie, z tymi wszystkimi szramami i oczami paskudnymi. Podobnie jest we wszelkich odbiciach. Ale skoro twierdzisz, że jest dobrze, to ci zaufam – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Nie mam innego wyjścia. Mogę jeszcze zaufać sobie, ale tego nigdy nie zrobię. Nie w tak ważnych sprawach. 
Mikleo wyglądał na zaniepokojonego moimi słowami, czyli to, co powiedziałem, nie było coś normalnego, ale nie skomentował tego. Zamiast tego, uśmiechnął się delikatnie, stanął na palcach i pocałował mnie w czubek nosa, poprawiając moje włosy, których ułożenie było chyba niemożliwe. Czemu mi się po przemianie włosy nie zmieniły, i nie stały się jakieś takie bardziej ułożone, i podatne na układanie, czy w ogóle cokolwiek. 
- Więc się ubiorę, i możemy iść nad jezioro. Tam się umówiłem – powiedział, odsuwając się ode mnie, by podejść do szafy. Sprytne, nad jeziorem będziemy mieć ciszę, spokój, i nikt się o tej porze nie będzie kręcił, a przecież pokazywać się nikomu nie mogę. Coś czuję jednak, że wkrótce czeka mnie spotkanie przecież jeszcze z dwójką dorosłych dzieci, które również będą chciały wyruszyć do domu. Chociaż, Merlin może nie chcieć tak bardzo się ze mną widzieć, jak z mamą, ale Misaki... nie wiem, chyba mnie sobie raczej nie opuści. – A ty się nie chcesz przebrać? Te ubrania są trochę... stare – słusznie zauważył. Od kiedy tylko się tu pojawiłem, to nie zmieniłem rzeczy, bo nie było to moim zdaniem potrzebne. Były one w końcu czyste. Nie pociłem się, nie krwawiłem, po co więc zmieniać czyste ubranie? Którego w sumie nie mam. 
- Nic nie brałem, mam tylko to – powiedziałem zgodnie z prawdą, nie widząc powodu, dla którego to miałbym je pakować. Wziąłem tylko lekką, skórzaną zbroję, którą miałem na sobie podczas podróży, no ale tego chyba zakładać nie będę. 
- A pytałem się ciebie, czy masz wszystko, jak opuszczaliśmy dom – westchnął Mikleo, chyba niezadowolony z mojej odpowiedzi.
- No bo mam wszystkiego. Nie potrzebuję wielu ubrań. A jak coś ubrudzę, to zaraz wypiorę – wyznałem, wzruszając ramionami, nie widząc w tym nic złego.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz