piątek, 12 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Ciężkie westchnięcie wydobyło się z moich ust, gdy tylko usłyszałem jego odpowiedź, on naprawdę ech, aż brak mi do niego słów.
– Jak dobrze, że ja o wszystkim pomyślałem – Podchodząc do mojej torby wyjąłem koszule mojego męża czytą, ładną i pachnącą, w której szczerze powiedziawszy planowałem spać, ale myślę, że mu przyda się ona znacznie bardziej niż mi. Ja może jeszcze z niej skorzystam, a może i nie. Nie zależy mi na tym aż tak bardzo, tym bardziej że mój mąż musi jakoś wyglądać, a w tych ubraniach cóż, dobrze nie wyglądał. – Proszę – Podałem mu koszule, której uważnie się przyjrzał, zdejmując swoją, nie najlepiej wyglądającą bluzkę naciągniętą i wyglądającą na bardzo starą, zmieniając ją na czystą i pachnącą koszule.
No i jak zawsze ja muszę o wszystkim myśleć.
– Nareszcie wyglądasz jak… – Tu się zatrzymałem, nie chcąc powiedzieć, że wygląda jak człowiek, bo to nie do końca pasuje do demona, a więc co innego miałem powiedzieć? Najlepiej powiedzieć, że wreszcie wygląda dobrze. – Jak czysty i pachnący demon – Wypaliłem, od razu, dostrzegając jego unoszącą się wbrew ku górze.
– Nie użyłbym takiego porównania, ale nie będę tego negować – Przyznał, podchodząc do mnie, aby ucałować mój policzek, głaszcząc mnie po włosach. – Będę mógł później pobawić się twoimi włosami? – Zmienił temat, bawiąc się moim długim kucykiem, którego Jeszcze nie ułożyłem w kok.
– Możesz, oczywiście, że możesz nie będę ci tego zabraniał – Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło poprawiając koszulę, którą miał na sobie. – Chodźmy na pewno już na nas czekają – Chwyciłem jego dłoń, spotykając na drodze Psotkę, która wskazywała mi na swoją miseczkę.
– Jesteś głodna? Przecież masz jedzenie w miseczce – Nie rozumiałem, dlaczego wskazuje mi na pełną miskę, prosząc o jedzenie.
– Nie chcę jeść, bo ja jej dałem jedzenie, nie ufam mi i nie chcę jeść niczego, co jej dam – No i wszystko stało się jasne Psotka po powrocie swojego pana całkowicie straciła do niego zaufanie, czując, kim jest i najzwyczajniej w świecie po prostu się go bojąc nie rozumiałam tylko, dlaczego przecież to wciąż jej pan tylko wygląda trochę inaczej.
Kiwnąłem delikatnie głową, zabierając się za przygotowanie jedzenia dla naszego psa, nie mogąc opuścić w domu bez zapewnienia wszystkiego naszemu psu…
– Możemy iść? Jesteś na pewno gotowy? – Musiałem zapytać ten ostatni raz, aby być pewnym, że na pewno chcę to zrobić i nie boi się tego spotkania, chociaż nie bać się na pewno boi, kto na jego miejscu, by się nie bał.
– Tak, chodźmy już, zanim zrezygnuję z tego pomysłu – Słysząc jego słowa od razu kiwnąłem energicznie głową, wychodząc z ukochanym na dwór powoli i bez pośpiechu, idąc bad jezioro przez cały czas uważnie go obserwując.
– Jesteś trochę za bardzo spięty – Zauważyłem, czując, jak mocno ściska moją dłoń.
– Zrozum mnie jestem zestresowany – Oczywiście, że go rozumiałem i nie moim celem było go oceniać chciałem tylko trochę go uspokoić.
– Będzie dobrze nie martw się – obdarowałem go najcieplejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać – Już są – Zwróciłem jego uwagę na naszego syna, który czekał już nad jeziorem.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz