A to już w ogóle mnie zaskoczyło, w czym niby ma mi przeszkadzać sierść? Przecież nigdy mi w niczym nie przeszkadza to, dlaczego nagle by miała? Teraz to już w ogóle go nie zrozumiem, szuka problemów, tam, gdzie ich dosłownie nie ma, a to akurat trochę niepokojące.
- Sorey czy na pewno wszystko z tobą dobrze? Przecież wiesz, że mi sierść naszych zwierzaków nie przeszkadza, a chce być tu z tobą, dlatego proszę, abyś niczego już nie wymyślał, pozwalając mi tu z tobą być - Poprosiłem, nie chcąc, abym mnie wyganiał, przecież nic mi nie jest, nie trzeba się o mnie martwić, z resztą nigdy nie przejmowałem się sierścią, to znaczy nie, akurat ona mnie drażniła, z powodu czego zaczynałem ją sprzątać, jednak nie przeszkadza mi ona na tyle, aby iść do sypialni i nie móc na nią patrzeć.
- Nie chce, abyś źle się czół z powodu tego brudu - Wytłumaczył, co wywołało cicho westchnięcie, ten to naprawdę czasem potrafi porządnie zaskoczyć.
- O mnie się nie martw, ja sobie tu grzecznie posiedzę i popatrzę na ciebie - Wyznałem, uśmiechając się do niego ciepło, nie chcąc opuszczać go w tej chwili, tu było mi dobrze a patrzenie na niego to istna przyjemność.
- Jeśli tak mówisz - Westchnął cicho, odpuszczając sobie dalsze próby przekonania mnie, wracając do pracy.
Najpierw zajął się zwierzakami, które ewidentnie tego potrzebowały, łasząc się do swojego pana, gdy to zrobił, wysprzątał cały dół z sierści. Trudniej było, gdy chciał iść do ogródka, nie żebym mu nie ufał, ale on nie zna się na plewieniu i to chyba nie przerażało, a co jeśli wyrwie mi coś, co nie jest chwastem? Przerażony tą myślą postanowiłem pójść z nim, w końcu tego mi zabronić nie mógł, niestety pracować też nie mogłem, mimo że bardzo chciałem, chciałem mu pomóc, aby sam nie musiał się z tym wszystkim męczyć.
Mój Sorey jednak uparcie twierdził, że to nie praca dla mnie, tak jakbym nie wiadomo co robił, przecież to prosta i nie zbyt męcząca praca, którą spokojnie mógłbym wykonywać, gdyby nie to, że mój Sorey jest zupełnie innego zdania.
Lekko tym faktem niezadowolony ciężko westchnąłem, finalnie mówiąc mu co wyrwać, może a czego broń boże ma nie dotykać, aby nie wyrwać roślinki dającej owoce lub warzywa zastanawiając się przez krótką chwilę, po co nam w ogóle ten ogródek przecież my i rąk jeść nie musimy a mimo to ogródku wciąż stoi, oby się kiedyś przydał.
- Możemy już wracać do domu? - Zapytałem, zmęczony już czekaniem szczerze chcąc wrócić do domu i przytulić się do mojego ukochanego męża, który w tej chwili zajmuje się wszystkim tylko nie mną.
- Jeśli jesteś zmęczony, to proszę, idź do łóżka, przecież siłą cię tu nie trzymam - Na jego słowa westchnąłem cicho, jak to tak sam? Ja nie chciałem sam, chciałem, aby był przy mnie czy to aż tak wiele?
Niezadowolony z jego słów fuknąłem cicho pod nosem, jak mały kot, idąc do domu, nie to nie przynajmniej zwierzęta mnie nie olewają, od razy po zajęciu kanapy miałem cale nasze zwierzęce towarzystwo przy sobie i właśnie tego towarzystwa mi brakowało.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz