Nie za bardzo rozumiałem, skąd w Mikleo tyle niecierpliwości. Przecież mówiłem mu, co mam w planach do zrobienia. I nie spocznę, dopóki tego nie zrobię, bo jak dla mnie i tak to jest za mało. Poza tym, nie rozumiałem, czemu Miki wyszedł za mną. Przecież tu jest gorąco, i to bardzo, a on jeszcze siedział ze mną w tym słońcu pełnym i się dziwił, że jest zmęczony i chce wracać do domu. Ja tam czułem się tu dobrze. Moje ręce trochę mniej, bo były brudne przez ziemię, a pod paznokciami miałem pełno piachu. Mam nadzieję, że uda mi się je później jakoś domyć...
Po godzinie skończyłem z ogródkiem, z czego byłem bardzo dumny. Ja to jednak zdolny chłopak jestem. A Miki we mnie nie wierzył. To akurat trochę smutne, że uznał, że nie potrafię rozróżnić chwastu od chociażby takiej marchewki. Ja wiem, że ja i ogródek się niezbyt lubimy, owszem, ale jakąś taką podstawową wiedzę mam. Nie jest ona duża i rozległa, nie popiszę się nią przed Mikim bo zwyczajnie nie mam czym, no ale co nieco potrafię. I mam nadzieję, że teraz Miki będzie już ufał mi bardziej w kwestii ogródka, bo on szybko do niego nie wróci.
Zadowolony wróciłem do domu, gdzie już był mój mąż, leżący na kanapie ze zwierzakami. Jak rozumiałem, że mogły tam sobie leżeć koty, no ale pies? Z tego nie byłem do końca zadowolony. Koty były mniej brudne, zawsze się myły no i nie miały swojego specyficznego zapachu, w przeciwieństwie do psów.
- Lucky, zejdź – powiedziałem, kiedy tylko zauważyłem go na kanapie z Mikim. Piesek od razu się mnie posłuchał, zeskakując na podłogę i położył się przy nogach Mikleo.
- Sorey – bąknął niezadowolony Miki, pusząc swoje poliki. A on teraz o co się obraża?
- Kanapę nam pobrudzi. A ja kilka godzin temu wszystko ładnie posprzątałem – wytłumaczyłem, idąc do kuchni, gdzie zamierzałem umyć swoje dłonie. Normalnie poszedłbym do łazienki, ale nie chciało mi się iść aż na górę, no a ta na dole cały czas była zamknięta. Nie rozumiałem, dlaczego. Umarłem w niej, owszem, ale wróciłem. I żyję. Chyba można już ją otworzyć, nie? Ja bym ją otworzył. Ale nie wiem, gdzie jest klucz. O ile jeszcze gdziekolwiek jest, bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby Mikleo gdzieś ten klucz wyrzucił.
- To ja ją potem posprzątam – zaproponował, na co się oczywiście zgodzić nie mogę.
- Potem to będziesz odpoczywać, już się dzisiaj napracowałeś – powiedziałem stanowczo wiedząc, że nie mogę mu na to pozwolić. Wystarczy, że już teraz trochę ze mną pobył na gorącym dworze. Gdyby było gorąco, to wtedy byłoby okej, no ale na pewno ta wysoka temperatura nie wpłynęła na niego dobrze. I tyle by było z naszego spaceru. Cóż, pójdę sam z nadzieją, że podczas mojej nieobecności Miki nic sobie złego nie zrobi.
- A na spacer kiedy pójdziemy? – spytał, wstając z kanapy i idąc za mną do kuchni.
- Chcesz iść na spacer? W taką pogodę? Nie jest za gorąco dla ciebie? Jak chcesz pójść do wody, to mogę przygotować ci balię do kąpieli – zaproponowałem, jak zwykle bardzo się martwiąc o jego zdrowie. Ledwo zaczął trochę chodzić po domu i podwórku, a już chce świat zwojować...
<Owieczko? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz