Otworzyłem oczy zdecydowanie za późno, ale z początku nawet sobie nie zdawałem na to sprawy. Tak wygodnie i fajnie mi się spało... jednak takie spanie na łóżku to zupełnie coś innego niż spanie przy łóżku bądź na kanapie. Tylko czy to było aż takie dobre...? Nie powinienem aż tyle spać, w końcu musiałem zając się zwierzakami, i Mikim... właśnie, gdzie jest Miki? Powinien być tuż u mnie. Zaniepokojony jego brakiem podniosłem się gwałtownie do siadu, rozglądając się po łóżku, bo może po prostu było mu za gorąco i się ode mnie odsunął, no ale nigdzie go nie było. Przeraziło mnie to. Gdzie on jest? Co się z nim stało?
Spanikowałem z powodu jego nieobecności i natychmiast wstałem z łóżka, od razu kierując się na dół. Jeżeli Mikleo coś się stało, to sobie nie wybaczę. Przecież on miał wypoczywać, zbierać siły i się nie ruszać z łóżka, a jak ma się już ruszać, to tylko do balii, i nad jezioro, może jeszcze na dół na kanapę, jakby mu było przykro samemu leżeć na górze, i to wszystko.
I właśnie na kanapie go znalazłem, ale już na pierwszy rzut oka zauważyłem, że był zmęczony. I to bardzo zmęczony. Zdecydowanie nie zmęczył się tylko samym schodzeniem po schodach, on coś robił, tylko jeszcze nie wiem, co. Mój panie, daj mi cierpliwości do niego... czemu on nie potrafi się mnie słuchać?
- Możesz mi powiedzieć, co ty robiłeś? – spytałem, będąc odrobinkę na niego zły. Chcę, by Mikleo wrócił do pełni zdrowia i najwidoczniej tylko ja tego chcę, bo gdyby Miki tego chciał, to by się mnie słuchał.
- Dzień dobry, kochanie. Postanowiłem, że ci trochę pomogę – wyjaśnił, odwracając się w moją stronę z delikatnym uśmiechem.
- Czyli co? – dopytałem, mrużąc podejrzliwie oczy.
- No wiesz... nakarmiłem zwierzaki i trochę się z nimi pobawiłem. No i jeszcze podlałem ogródek – dodał, kiedy zmrużyłem podejrzliwie oczy.
- Miki... – jęknąłem zrezygnowany, siadając na kanapie obok niego. – I jak ty masz wrócić do zdrowia, jak ciągle się zamęczasz? – spytałem, patrząc na jego zmęczoną twarz.
- Nie zamęczam się. Nie mogę przecież cały czas leżeć – odparł, ewidentnie nie czując swojej winy.
- Ale też nie możesz pracować do upadłego. I tak, ja wiem, to nie są ciężkie prace, ale to nie są ciężkie prace dla kogoś w pełni zdrowego . Ty w pełni zdrowy nie jesteś. I szybko nie będziesz, jeżeli tak będziesz postępował – powiedziałem jak do małego dziecka mając nadzieję, że w końcu to do niego dotrze.
- Nie mogę ci pozwolić na to, byś się przemęczał – odpowiedział z upartością dziecka.
- Ja jestem zdrowy. Mogę się trochę się przemęczyć, jeżeli dzięki temu ty wyzdrowiejesz – powiedziałem, ciężko wzdychając.
- Ale ja też nie mogę cały czas leżeć w jednym miejscu – bąknął, ewidentnie niezadowolony.
- I ci nie każę cały czas leżeć. Tylko się nie przemęczaj. Jak czujesz, że już jesteś odrobinkę zmęczony, to odpuść sobie cokolwiek tam robić. Niczego więcej od ciebie nie wymagam – tłumaczyłem dalej, mając nadzieję, że w końcu do niego jakoś dotrę. Nie wymagam od niego dużo, wystarczyłoby mi, gdyby choć troszkę odpuścił i był spokojniejszy. Czy to dużo? Nie wydaje mi się. A ile dzięki temu zyska... szkoda tylko, że tego nie rozumie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz